🦎 Kiedy Alkoholik Zapije Się Na Śmierć

Zostałam wysłuchana przed zakończeniem. Trzeźwości w jego życiu było mało, pil ze swoją rodzina, w ciągu jednego roku trzeźwych dni uzbierało się w sumie dwa miesiące, a później było coraz gorzej, prawie non stop pił. Wiele osób go skreśliło nie dając szans na cokolwiek. A ja bałam się ze w końcu zapije się na śmierć.

To moja druga nowenna, pierwsza również została wysłuchana. Mam brata alkoholika, który kilka razy w roku, czasem rzadziej ma zaciągi kilku wszyscy dobrze wiemy jest wtedy bardzo ciężko całej rodzinie, traci pracę, pożycza pieniądze, nie wspominając o rodzinie i dzieciach, które cierpią najbardziej. Mój brat jeździł taksówką i był zatrudniony w jednej z korporacji. Niestety tym razem wsiadł do auta pod wpływem alkoholu i spowodował wypadek, w którym na szczęście nikomu nic się nie stało. Zabrali mu prawo jazdy na 4 lata i dostał wyrok oraz dużą grzywnę. Jak się dowiedziałem o tym zdarzeniu to wiedziałem, że tym razem się już nie podniesie. Auto miał rozbite, brak pieniędzy, bez prawa jazdy nie miał jak wyjść na prostą. Baliśmy się, że zapije się na śmierć. Tak też chciał zrobić. Następnego dnia po tym jak dowiedziałem się o wypadku, podjąłem decyzję, że bez pomocy nieba nie damy rady i zacząłem odmawiać. Brat był bliski zejścia z tego świata, lekarze po tym maratonie stwierdzili, że jego wyniki były tak marne, że to cud, że żyje. Na chwilę obecną ma pracę w stoczni, jest zdrowy, poukładał sprawy rodzinne, chodzi na terapię i już kilka miesięcy nie pije. Wiem, że to może się zmienić w jeden dzień. Ale głęboko wierzę, że Matka Boska będzie nad nim czuwać. Dziękuję Mamo za pomoc, Tobie Boże za wspaniałą rodzinę i za to, że pomogłeś nam ponieść ten krzyż. Chwała Panu! StartŚwiadectwa o nowennie pompejańskiejŚwiadectwa z Królowej Różańca ŚwiętegoDarek: Brat chciał zapić się na śmierć

Pijany "menel", do którego wzywany jest zespół ratownictwa medycznego, karetka często znajduje się w stanie silnego upojenia alkoholowego. I absolutnie nie jest to powód, dla którego jest wzywana pomoc medyczna. Powodem jest jego dodatkowy uraz, np. podczas upadku dochodzi do urazu głowy, wówczas wzywający pomoc medyczną, często Witam Opowiem wam moją historię. Moja matka odkąd pamiętam piła alkohol, ale jeszcze za małolata było tego mniej. Potem wiadomo coraz więcej i więcej. Skończyłem studia, trochę pracowałem. Mieszkam z matką i na ten moment przez jej alkoholizm (praktycznie już nie trzeźwieje) nie jestem w stanie podjąć żadnej pracy, jestem zmęczony tym psychicznie już. Ciągły bełkot, ciągła niepewność co znowu odwali, brak możliwości zaproszenia do domu kogokolwiek, ciągły fetor moczu wydobywający się z jej pokoju. Po prostu koszmar. Powie ktoś: ratuj się, wyprowadź się i ułóż sobie życie, zostaw ją. Ale myślicie że to takie proste? To ja mam mieszkać na jakiejś stancji jak student, zarabiać marne grosze i wegetować, a w tym czasie w domu będzie melina i wszystko co wartościowe zostanie wyniesione i rozkradzione? Skąd mam wziąć mieszkanie? Sami wiecie że w Polsce to jest duży problem bo mieszkania nie da się praktycznie dorobić, a kredytu w życiu bym nie wziął bo nie wiadomo co może człowieka w życiu spotkać. Wiem że jej się już nie uratuje, ale chociaż chcę uratować mieszkanie. Niestety wszystko się odbywa moim kosztem. Nie widzę żadnego rozwiązania na tą sytuację. Prawdopodobnie dopóki się nie zapije na śmierć to nie będę w stanie sobie życia ułożyć, a lata lecą. I nie piszcie o jakimś leczeniu jej bo w Polsce to jest fikcja. Alkoholizm to jest biznes, wszyscy dzięki takim ludziom mają pracę, począwszy od kuratora, a skończywszy na sędzi czy jakiejś pseudo komisji rozwiązywania problemów alkoholowych, nie wspominając o producentach alko.

Krok 2: Interwencja w domu lub wizyta u specjalisty. Kolejnym krokiem jest odbycie wizyty u specjalisty, zajmującej się uzależnieniami. W ten sposób można ustalić z jakim konkretnie problemem ma się do czynienia w konkretnym przypadku danej osoby. Należy pamiętać o dobrowolności takich spotkań – alkoholik może, ale nie musi

Szef mu powiedział: Idzie pan na odwyk albo będziemy musieli się pożegnać. Ja, na odwyk, niby dlaczego? – bronił się. Ano dlatego – szef był zimny jak lód – że nie po raz pierwszy był pan pijany na dyżurze. Przewrócił się pan przy stole operacyjnym. Pił praktycznie na każdym dyżurze, od lat. Tamtej nocy z nerwowej, pijackiej drzemki wyrwała go pielęgniarka: panie doktorze, dźgniętego nożem w brzuch przywieźli. Był wściekły. Zaraz idę. Przemył twarz, sięgnął do biurka po butelkę i z gwinta pociągnął spory łyk. I drugi, na zapas. Trzeci, żeby już skończyć flaszkę. Odświeżacz do ust, listek gumy do żucia. Kiedy stanął przy stole operacyjnym, pamięta, instrumentariuszka jakby ociągała się z podaniem mu skalpela. I wtedy urwał mu się dnia szef mu powiedział: Idzie pan na odwyk albo będziemy musieli się pożegnać. Ja, na odwyk, niby dlaczego? – bronił się. Ano dlatego – szef był zimny jak lód – że nie po raz pierwszy był pan pijany na dyżurze. Przewrócił się pan przy stole operacyjnym. Wyzwał pan instrumentariuszkę od kurew, popchnął pan pielęgniarkę i rozbił jej głowę. Wyrywał się pan i kopał ochroniarzy, kiedy wyprowadzali pana z sali operacyjnej. Oddziałowa musiała dzwonić po zastępstwo, operacja rozpoczęła się z dwugodzinnym opóźnieniem, co zagrażało życiu pacjenta – wyliczał panice zadzwonił do Oli, instrumentariuszki. Potwierdziła słowa szefa. On dobrze ci radzi – mówiła – idź na ten odwyk. Chyba żartujesz – on na to i pomyślał, że najlepsza koleżanka też jest przeciwko niemu. Ja nie jestem żadnym alkoholikiem, degeneratem, który żłopie denaturat, bije żonę, przepija każdy grosz, trafił do rynsztoka i potrzebuje leczenia do domu kupił pół litra i schował do teczki. Żona już wiedziała. Idź, mówiła, na ten odwyk, ja sobie z dziewczynkami poradzę. I ty przeciwko mnie? – wywrzeszczał. – Dlaczego wszyscy się na mnie uwzięli?Zamknął się w swoim gabinecie i zaczął pić. Przez następne dni wychodził z domu już tylko po wódkę i popitkę. Którejś nocy obudziły go kroki i szepty z kuchni. Anka sprowadziła na mnie policję – pomyślał. Ale w kuchni nikogo nie było. Strzelił lufę, położył się i wtedy usłyszał te głosy. Jakieś obce istoty wwiercały mu się w mózg i chciały nim zawładnąć, ubezwłasnowolnić go. Kiedy z trudem się bronił – odchodziły, gdy przestawał – zaraz wracały. Nie miał już siły. Zerwał się zlany potem. Przestraszył się tych głosów na tyle, że sam zgłosił się na detoks. Podświadomie chciał, żeby klamka zapadła. Ale dalej odsuwał od siebie odpowiedzialność; niech szef, żona, koledzy wiedzą, co mi zrobili, niech oni się wstydzą. Dziesięć dni później kolega odwiózł go do Łukowa na oddział odwykowy. Choroba zaprzeczeń O tym wszystkim Rafał, 45 lat, chirurg, opowiada w siódmym tygodniu terapii. Kiedy siedem tygodni wcześniej, zaraz po przyjęciu na oddział, poprosiliśmy go – zapewniając anonimowość – o rozmowę na temat jego choroby, był jednym z trzech pacjentów, którzy odmówili. Chodzi nam, przekonywaliśmy, aby uchwycić zmiany, jakie zachodzą w ludziach między pierwszym a ostatnim dniem terapii. Chcemy odnotować, co w tym czasie się zmieni w ich postawie, myśleniu, stosunku do własnego uzależnienia, do siebie. – Ale ja nie jestem alkoholikiem – bronił się. – Do przyjścia tutaj zmusili mnie groźbami szef i żona.– Bo to choroba zaprzeczeń – tłumaczyła Halina Ginowicz, nazywana tu przez wszystkich Halinką, psycholog, zastępca ordynatora. – U Rafała to kliniczny przykład działania mechanizmu iluzji i istotą jest myślenie magiczno-życzeniowe; zakłamywanie przeszłości poprzez koloryzowanie wspomnień alkoholowych i zapominanie o przykrych konsekwencjach picia, zaprzeczanie i minimalizowanie własnego alkoholizmu, usprawiedliwianie picia oraz obwinianie o to pacjentów łatwo rozpoznać. Zgięci, skuleni, zamknięci w sobie. Głowa opuszczona, wciśnięta w ramiona. Zawstydzeni, zaniepokojeni, małomówni, niepewni siebie. Unikają patrzenia w oczy. Często przyjmują postawę obronną: – Żona mi przemoc zrobiła – tłumaczył pierwszego dnia swoją obecność na odwyku Karol, 43 lata, mechanik samochodowy.– To jednak nie żona biła ciebie, ale ty ją – zmusza do spojrzenia prawdzie w oczy Halinka – i sąd postanowił: odwyk albo do więzienia. Wybrałeś odwyk.– Ale ja jej nie biłem. Ona po prostu ma takie ciało, że jak ją dotknąć, to od razu ma siniaki – zaprzeczał i odsuwał od siebie bolącą prawdę. – Chciałem ją tylko przesunąć od drzwi, a ona z najstarszą córką zaraz po policję. No i tu mnie wsadziły, mimo że nie jestem alkoholikiem, bo kiedy chcę, to piję, a jak nie chcę, to nie piję. Choroba kontroli Alkoholizm to także, a wielu twierdzi, że przede wszystkim – choroba kontroli. Uzależniony nie potrafi wypić kieliszka i podziękować za kolejnego. On pije do oporu, póki nie skończy się trunek albo nie padnie. Przestaje się liczyć praca, rodzina, zdrowie. Alkohol panuje nad jego życiem. Kiedy następnego dnia obudzi się z potężnym kacem i gigantycznym poczuciem winy i wstydu – musi złagodzić ból. Jedynym i sprawdzonym sposobem jest zaklinowanie. „W którymś momencie – pisze Anna Dodziuk w książce „Trudna nadzieja” – wytwarza się błędne koło, stanowiące – jak myślę – istotę uzależnienia od alkoholu: człowiek pije, bo to uwalnia go od uporczywego poczucia winy i wstydu, a jego picie staje się przyczyną coraz to nowych kłopotów, które wywołują wstyd i poczucie winy, stające się nowym powodem do picia. A więc alkoholik pije, bo nie umie żyć inaczej, nie jest w stanie wyrwać się ze spirali, która wciąga go w coraz silniejsze uzależnienie. Nikt nie wybiera nałogu, raczej staje się jego ofiarą”.– Setki razy przysięgałem sobie i żonie, że to było ostatni raz – zwierzał się pierwszego dnia Ryszard, 51 lat, oficer policji. – Sam wierzyłem, że już nigdy nie sięgnę po alkohol, bo nie umiem pić. Mijało kilka tygodni, czymś się zdenerwowałem, no i nie wiem jak, ale buty same skręcały do monopolowego.– Nie buty skręcały, tylko ty miałeś ochotę się nachlać – sprowadził go na ziemię Zbyszek, 23 lata, student, od czterech tygodni na odwyku. Bo w Łukowie grupy są mieszane: nowi pacjenci z tymi o trochę dłuższym stażu leczenia. Nowym łatwiej niż przed terapeutami otworzyć się przed takimi samymi jak oni alkoholikami. Zbyszek z kolei w takiej grupie nowicjuszy widzi siebie, swoje manipulacje i zakłamanie sprzed 4–5 wcześniej zakłamywał chęć picia tak jak dzisiaj Ryszard: „Flaszki piwa same pchały mi się w ręce – napisał w swojej pracy. – Ciągle trafiałem na okazje, imprezy, tak że trudno było odmawiać, rezygnować”.– Teraz wiem, że to ja szukałem tych okazji, alkoholowych imprez, żeby pić – mówi. Choroba podstępna Na początku terapii pacjenci dowiadują się, że cierpią na chorobę podstępną, postępującą, śmiertelną, ale nie beznadziejną. Podstępną, bo przejście od stanu, w którym alkohol jest dodatkiem do spotkania czy imprezy – do sytuacji, gdy człowiek pije w sposób niszczący siebie i innych, następuje niepostrzeżenie. Jego umysł zaczyna budować mur odgradzający go od rzeczywistości, żyje w świecie iluzji, rozpaczliwie broniąc złudzeń o własnej wartości i bo choroba się rozwija z każdym dniem picia. Śmiertelną, bo wyniszcza organizm powodując szereg schorzeń, tłumi zdolność przeżywania uczuć, uszkadza instynkt życia. Nie jest chorobą beznadziejną, bo abstynencja zatrzymuje jej rozwój. Nie ma więc alkoholików wyleczonych z choroby alkoholowej, są alkoholicy 31 lat, przez pierwsze dni nie potrafiła wyskoczyć z mundurka bizneswoman. Oprócz torby na kółkach przywiozła do Łukowa solidną, skórzaną teczkę. Na pierwszych zajęciach zjawiła się odpicowana, na szpilkach, w szarym kostiumie i bluzce z fantazyjnie zawiązanym szalowym kołnierzykiem. Mówiła, że przyszła tu dla świętego spokoju. Przez usta nie chciał jej przejść, obowiązujący tutaj, początek każdej wypowiedzi: „Na imię mam..., jestem alkoholikiem/alkoholiczką”. Na wykresie faz uzależnienia nie chciała się odnaleźć: – Nigdy nie byłam zaniedbana, brudna, nie spałam na dworcu, nie kradłam, żeby się napić, nie upijałam się do nieprzytomności, nie nawalałam w pracy, nie piłam perfum, nie mówiąc już o płynie do spryskiwaczy. Towarzysko czy dla rozluźnienia, w domu piłam wyłącznie białe, półwytrawne wino, ale dobrych marek. Sporadycznie, na imprezach, whisky.– Czy wino dobrej marki ma mniej gradusów niż sikacz? – prosto zapytał Zbyszek. – Masz się za lepszą alkoholiczkę, a przecież nie ma lepszych ani gorszych alkoholików. Bez względu na to, w jakich okolicznościach i co piliśmy, wszyscy cierpimy na tę samą innych dekoracjach, ale na tę samą chorobę cierpi Krzysiek, 28 lat, monter urządzeń elektronicznych. Pierwszego dnia był wściekły, rysy twarzy wykręcała mu złość. – Od pierwszej klasy piłem, klej wąchałem, ciotce, która mnie przygarnęła, groziłem, że jej łeb utnę – razy rozchodził się z żoną, trzy razy schodził i zawsze na zgodę robili sobie dziecko. W kolejnych pracach wytrzymywał do pierwszej wypłaty, czasem nawet wcześniej, po alkoholu rzucał się z pięściami na współpracownika albo szefa. Kilka razy wszywał sobie esperal. Dwa lata temu wyrok za pobicie policjanta. W zawiasach, ale trzeba było zapłacić grzywnę. Nie miał pieniędzy, więc dostał wezwanie, żeby odsiedzieć 20 dni. – Ale z kolegą się żegnałem, upiłem się i nie chcieli mnie wpuścić do więzienia. Po rozwodzie poszedł w wielotygodniowy cug zakończony pierwszą próbą samobójczą. – Narzędzia wtedy sprzedałem, nawet psa, członka rodziny, za 50 zł, na wódkę sprzedałem. Za łyk piwa mógłbym wtedy zabić. Potem delirka i gonienie z siekierą gospodarza, u którego wynajmował pokój. – Wydawało mi się, że to terrorysta, który porwał mojego syna i chce go zabić.– Pacjenci w stanie delirycznym, czyli z psychozą alkoholową, widzą i słyszą to, czego naoglądali się w telewizji albo przy grach komputerowych – twierdzi dr Jerzy Kamiński, dyrektor szpitala w Łukowie. – Kiedyś atakowały ich pająki, robaki, oplatały węże, teraz są to terroryści, rosyjscy mafiosi, kosmici, promienie laserów, którymi ktoś chce ich pociąć, albo czołgi, które chcą ich zmiażdżyć. Choroba bolesna Żeby pacjent przestał poprawiać przeszłość, myśleć w sposób magiczno-życzeniowy, izolować się od kłopotliwej teraźniejszości, trzeba go sprowadzić na ziemię. Zafałszowany obraz rzeczywistości mają odkłamać prace, które pacjent przygotowuje i odczytuje przed grupą. Najpierw oblicza swój litraż, czyli ilość wypitego w życiu alkoholu. Szczegółowa instrukcja pozwala wyliczyć, ile to kosztowało, ile zajęło czasu (każda półlitrówka to dwa stracone dni – pierwszy picia, drugi – kaca), jaki basen albo liczba 200-litrowych beczek by to pomieściła. Ryszarda, policjanta, najbardziej poruszyła ilość; w ciągu 25 lat wypił, jak sobie wyliczył, prawie 8 tys. butelek wódki, czyli 4 tys. litrów, a więc 20 dwustulitrowych beczek. Krzysztofa, 42 lata, elektromontera, fakt, że za pieniądze, które przepił, mógłby postawić dom, a tak muszą się gnieździć z żoną i synami u teściów. Zbyszka, 23-letniego studenta, przeraziły stracone lata; niby tylko sześć, ale praktycznie to całe jego dorosłe 55 lat, kucharka, która pierwszego dnia tłumaczyła, że przyszła tu, żeby nie wpaść w nałóg, bo zaczęła pić z żalu po śmierci męża dwa lata temu, a potem przyznała, że pije od 20 lat, najbardziej przeżyła pracę „Bilans: straty i zyski, jakie dał ci alkohol”. Zysków – zero, strat cała litania, łącznie z tą, że córka się wyprowadziła z domu i ona została sama. Rafał, chirurg, najsilniej przeżył pracę „20 najboleśniejszych konsekwencji picia”. – Wielokrotnie sprzeniewierzałem się podstawowej zasadzie lekarskiej: przede wszystkim nie szkodzić – głos grzęźnie mu w gardle. – Narażałem życie pacjentów. Jeszcze kilka lat temu sięgałem po literaturę fachową, ale po kilku kieliszkach nie rozumiałem, co czytam. Potem, nawet bez wódki. Miałem też kłopoty z koncentracją, pamięcią, werbalizacją myśli. Mózg przestawał pracować – ociera łzy. – O wszelkie niepowodzenia spowodowane moim piciem zacząłem obwiniać otoczenie.– U Rafała o podjęciu leczenia zadecydował strach przed głosami, które usłyszał, a więc przed chorobą psychiczną – analizuje Halinka. – Do tej pory przymus picia był dla ciebie silniejszy od strachu o utratę pracy czy rozpad rodziny. Choroba emocji Alkohol obniża w organizmie produkcję endorfin, neuroprzekaźników, które ułatwiają znoszenie bólu i cierpienia, a także pozwalają cieszyć się życiem. Alkohol stępia zdolność przeżywania uczuć, z czasem alkoholik zna tylko dwa stany: złości, gdy nie ma co wypić, i radości, gdy można się spokojnie napić. Dlatego pacjenci w Łukowie od początku są zobowiązani do prowadzenia „Dzienniczka uczuć”, w którym odnotowują, co czuli, gdy coś się wydarzyło. Dostają instrukcję, jak prowadzić takie zapiski, gdyż wszyscy mają trudności z nazywaniem uczuć. Początkowo więcej jest tam uczuć przykrych („Gdy usłyszałam od Zbyszka, że mam się za lepszą alkoholiczkę, poczułam złość i wściekłość”), z czasem przybywa pozytywnych („Kiedy odczytałem w grupie pracę o najboleśniejszych konsekwencjach mojego picia, poczułem ulgę i nadzieję”).Siedmiotygodniowa wstępna terapia w Łukowie pozwala alkoholikowi zobaczyć prawdę o swoim piciu i życiu, której dotąd nie przyjmował, ale zakłamywał; zobaczyć spustoszenia, jakie spowodowało picie w jego życiu. Uczy, jak przeżywać swoje uczucia na trzeźwo, bez chemii, jak je rozpoznawać, wytrzymywać i dawać im wyraz. Pomaga też – i o to głównie chodzi – zaakceptować chorobę, uznać, że nie potrafię pić w sposób kontrolowany. A jeśli tak, to muszę całkowicie zrezygnować z alkoholu. Pierwszy z 12 kroków wspólnoty Anonimowych Alkoholików (AA), z której dorobku korzysta tutejsza psychoterapia, brzmi: „Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, że przestaliśmy kierować własnym życiem”. To jest najtrudniej zaakceptować, bo wymaga rozstania się z alkoholem, jedynym dotąd pocieszycielem.– Po miesiącu terapii moja głowa wiedziała, że nie potrafię kontrolować picia, że jestem bezsilna wobec alkoholu, ale nie widziałam siebie jako dozgonnej abstynentki – zwierza się ostatniego dnia Sylwia. Na początku rozumowała tak: skończyłam studia MBA, mam dobrą pracę, kupiłam mieszkanie. Być może przesadzałam czasem z alkoholem, ale to nie powód, żeby uznawać się za osobę uzależnioną. Pisane w Łukowie prace, a przede wszystkim zwroty, czyli wypowiedzi kolegów i koleżanek z grupy, zmusiły ją do trzeźwiejszego spojrzenia na to, co robiła, a co skrupulatnie od siebie odsuwała. Alkohol – żeby zasnąć, alkohol – żeby nie trzęsły się ręce, alkohol – żeby nie płakać, alkohol – żeby wyjść z dołka. Alkohol – żeby nie myśleć o tym, że coraz częściej budzi się w łóżku coraz to innego faceta, bez satysfakcji i nawet nie wie, jak on ma na imię. No i wreszcie ta impreza integracyjna, w czasie której na parkiecie, w tańcu, na oczach całej firmy zaczęła dobierać się szefowi do rozporka, a gdy uciekł, próbowała zrobić striptease. – Zaczęłam szukać winnych – mówi. – Pytałam na grupie: dlaczego moi znajomi, którzy piją więcej ode mnie, nie popadają w uzależnienie, a ja jestem alkoholiczką?W literaturze znalazła naukowe interpretacje mówiące, że to choroba wynikająca z połączenia trzech czynników: genów (zniekształconych chromosomów 13iY), predyspozycji psychicznych (braku wiary w siebie i nieumiejętności rozwiązywania trudnych problemów) oraz zwyczajów, środowiska i tradycji picia.– A co to za różnica: geny, predyspozycje psychiczne czy zwyczaje? – zapytał mnie wtedy nieoceniony Zbyszek. Nie kombinuj, radził, nie szukaj winnych, zajmij się skończył odwyk 3 tygodnie temu, pojechał do Lublina. Sylwia dzwoni do niego niemal codziennie (z własnej komórki można korzystać w godz. dzieli się swoimi problemami i dowiaduje, jak trzeźwieje się Zbyszkowi. Choroba oswajana Podczas terapii pacjent ma okazję wysłuchać wielu wykładów. Od informacyjnych po problemowe; „Nawroty choroby”, „Zanim pójdziesz do pracy”, „Jak sobie radzić z przykrymi emocjami”, „Alkohol i problemy seksualne”, „Jak pokochać siebie”. Bo konieczne odkrywanie prawdy o sobie boli i mocno zaniża czasu poświęca się nawrotom choroby: jak radzić sobie z głodem alkoholowym, co go wywołuje, jakie sygnały ostrzegają alkoholika, że ma ochotę się napić i jak sobie z tym radzić. Najczęściej doświadczanym objawem jest lęk, niepokój, rozdrażnienie, problemy z koncentracją uwagi, odejście od dotychczasowego rytmu dnia, oddalenie się od AA i terapii oraz powrót w stare miejsca związane z poprzednim stylem życia. Dowiaduje się też, jak odmawiać picia. Człowiek nieuzależniony mówi po prostu: dziękuję, nie piję, alkoholik ma z tym problem, zaczyna się pokrętnie tłumaczyć, co wprawia go w złość, powoduje napięcie, które – często przychodzi mu do głowy – można by rozładować sięgając po kieliszek. – Czasem po roku, czasem dopiero po dwóch latach alkoholik potrafi zwyczajnie, bez emocji powiedzieć: nie piję – mówi Halinka. Większość musi się też nauczyć nawiązywania rozmowy. Bez alkoholu, który dotąd dodawał odwagi i musi też ułożyć sobie plan dalszego zdrowienia. W oddziale zdobył wiedzę na temat choroby, teraz musi przemyśleć (i zapisać): jak zapełnić pustkę, jaka powstaje po odstawieniu alkoholu. Mitingi AA, udział w grupach dalszego zdrowienia, praca nad krokami AA. Pomocą może być sponsor, czyli starszy stażem trzeźwienia alkoholik, prowadzenie dzienniczka uczuć, co pozwala w porę dostrzec stany emocjonalne prowadzące do zapicia.– Żeby trzeźwieć, nie wystarczy nie pić, trzeba zmieniać swoje życie – twierdzi ksiądz Andrzej Kieliszek, który w łukowskim odwyku od kilkunastu lat prowadzi spotkania na temat duchowych aspektów zdrowienia. – Nie da się długo funkcjonować na dupościsku, jak to dosadnie nazywają anonimowi alkoholicy. Bez zmian abstynencja nie jest satysfakcjonująca i trudna do trzeba swoje pijane zachowania, od najprostszych, jak na przykład nierzucanie petów gdzie popadnie, po eliminowanie pijanego myślenia, na przykład obwiniania innych, czy żądań, by traktowano mnie niemal jak bohatera, bo przestałem pić. Trzeba też uwierzyć, że ktoś lub coś może mi pomóc. Ktoś – grupa AA, terapeuta, grupa terapeutyczna, sponsor – to jest do zaakceptowania. Coś, co w AA nazywają siłą wyższą, Bogiem, jakkolwiek go pojmujemy – tego wielu nie odstawieniu alkoholu czasu jest w nadmiarze. Trzeba czymś zastąpić godziny organizowania alkoholu, picia, bełkotu długich pijanych dyskusji, kurowania się po piciu i obmyślania usprawiedliwień. Człowiek uzależniony po wyjściu z nałogu szuka jakiegoś zastępstwa. Zwielokrotnia ilość wypijanej kawy lub wypalanych papierosów. Może też popaść w inny nałóg: pracoholizmu, seksoholizmu, internetoholizmu, hazard, uzależnienie od ćwiczeń fizycznych, zakupów, odchudzania lub jedzenia słodyczy. Czasem stawia sobie nierealne zadania: za rok rozpoczynam budowę domu. W sytuacji, gdy nie ma pieniędzy ani nawet widoków na dobrą pracę.– Żeby zdrowieć – podpowiada Halinka – trzeba mieć kontakt z rzeczywistością, z sobą, ze swoimi uczuciami, nauczyć się je rozpoznawać. I mieć świadomość, że zmiany w naszym życiu nie nastąpią od zaraz, że to powolny proces. W AA mówią: daj czasowi czas. Choroba zmieniona Rafał, Ryszard, Karol, Sylwia i Krzysiek jutro opuszczają oddział. Zmienili się przez te siedem tygodni. Już się nie kulą, nie zamykają w sobie, nie gryzą nerwowo paznokci. Sylwia dawno wyskoczyła z kostiumu i chodzi w dżinsach i adidasach. Z AA-owskich powiedzeń najbardziej spodobało się jej to o ogonie: jeśli jedna osoba mówi ci, że masz ogon – możesz to puścić mimo uszu. Jeśli kilka osób mówi, że masz ogon – warto się obejrzeć za siebie. Dlatego Sylwia, jak planuje, będzie w Warszawie chodzić na grupy terapeutyczne. – Żeby tam nauczyć się mówić o swoich trudnościach, nauczyć się słuchać i słyszeć chirurg, z trudem próbuje się uśmiechać. – Zdobyłem tutaj wiedzę, jaka niestety nie jest przekazywana przyszłym lekarzom w uczelniach medycznych. Najtrudniej było mi przyjąć, że już nigdy nie będę mógł się oficer policji, odzyskał pewność siebie, zaczął dbać o zdrowie. Poprosił żonę, żeby zamówiła mu pierwszą od wielu lat wizytę u dentysty. – Będę wykonywał wszystkie zalecenia, chodził na mitingi, będę czytał literaturę. Wiem, że jeśli przestanę to robić, wcześniej czy później sięgnę po flaszkę, czyli – śmieje się – buty mi same skręcą do Karol, mechanik, twierdzi, że nic się nie zmieniło. – Nie zakładam, że nie będę pił. Ale już wiem, jak się bronić.– Badania wykazują, że po kompleksowej, a więc całodziennej 7–8-tygodniowej terapii oraz 12–24-miesięcznym programie after care trwałą abstynencję utrzymuje ok. 40 proc. pacjentów – twierdzi Jadwiga Fudała, kierowniczka działu lecznictwa odwykowego i programów medycznych Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów przeszły bóle głowy. Czarną koszulkę z trupią czaszką zamienił na weselszą żółtą z napisem „Kurka Naturka”. Złagodniały mu rysy twarzy. – Wyzbyłem się złości, agresji – twierdzi. – Nauczyłem się prosić o pomoc i lepiej mi z tym. Jednak boi się wyjść z odwyku. Bo dokąd? Mieszkania nie ma, pracy nie ma. Chciałby zobaczyć się z żoną (– No tak – byłą żoną), dzieciakami. Bo one dotąd widywały go najczęściej, gdy był pijany. Ale co będzie, gdy zastuka do drzwi, otworzy mu była żona i powie: Sorry, Winetou, było, ale się zmyło? Korzystałem z książek: Anna Dodziuk „Trudna nadzieja”, PARPA; Terence T. Gorski, Merlene Miller „Jak wytrwać w trzeźwości?”, Wydawnictwo Instytutu Psychiatrii i Neurologii; Jean Kinney, Gwen Leafon „Zrozumieć alkohol”, PARPA.
Śmierć pułkownika – wiersz Adama Mickiewicza poświęcony Emilii Plater, bohaterce powstania listopadowego. Utwór jest zbudowany z pięciu zwrotek. Trzy z nich mają po osiem wersów, czwarta ma ich siedem, a ostatnia tylko pięć. Rymy układają się w schemat krzyżowy.
Były oczywiście takie chwile, kiedy mówił „Kochanie, będę trzeźwy. Nie odważę się teraz napić. Zamieszkamy razem, będziemy sobie pracować, żyć, Zobaczysz. Kochanie ja już nie piję. Znalazłem metodę. Tym razem się uda”. Zaczęło mnie to złościć, ale potrafię już tylko robić krzywdę sobie. Nie jemu. Kiedy tylko powiem mu coś niemiłego, zaraz czuję się winna. Nie lubię siebie takiej, z rozpaczy wyrywam sobie włosy, biję pięściami po udach. Kiedyś rozbiłam butelkę po jego wódce i cała się pocięłam. To już trwa kilka lat. Oszukuje mnie, przestaje pić na dwa tygodnie, na miesiąc, raz nawet się udało na cztery miesiące. I kiedy już ta nadzieja znowu zaczyna we mnie kiełkować to on znowu nie odbiera telefonu. A ja znowu boję się do niego pojechać. Po co? Przecież i on i ja wiemy, ze jest pijany. Znów jadę po to, żeby to niby jego naprawić, ale to ja wychodzę rozbita. Na drobne kawałki. Jak kryształowe lusterko. Wpadam w histerię, płaczę, szczypię się po dłoniach. A on patrzy na mnie z politowaniem i śmieje się. I znowu odliczanie. Trzy dni, tydzień, dziesięć. Dzwoni do mnie pomiędzy jedną butelką i drugą i mówi, że już z tym kończy. A potem, kiedy jego organizm już nie przyjmuje alkoholu, cały się trzęsie, wymiotuje, przeprasza, sprząta tę melinę, w która zamienił swoje mieszkanie Nie mam już siły. Za każdym razem z nim zrywam. Jakiś terapeuta powiedział mi, że przestałam być wiarygodna, ale ja się nie poddaję. Może walczę po prostu o samą siebie. Bardzo za nim tęsknię. W okresach, kiedy nie pije jest wspaniały, ciepły, dobry, rozmawia ze się. Potrzebuję stałego lądu. Wczoraj znowu zaczął pić. Byłam u niego już rano. Wypił litr wódki. Na hejnał, duszkiem. Kiedy weszłam, próbował ukryć puste butelki w skrzyni na pościel, pod łóżkiem. Wyrwałam mu je i rozbiłam. Rzuciłam je tak mocno, że rozbiły lampę z Ikei, którą mu sama kupiłam. Z bezradności rozsypałam całą popielniczkę na dywan. Krzyczałam. Wyrwałam sobie włosy. Był cały spuchnięty, rozczochrany. Zasikał się znowu. Miał długą przerwę, wiec teraz będzie pił dłużej. A ja mu ponownie uwierzyłam. Jestem kretynką. Mam ochotę zrobić sobie krzywdę, tak, żeby bolało. Bardziej niż z tym zębem. Znowu mu dałam pieniądze na wódkę. Poprosił mnie o 50 zł na się ratować. Pani mnie rozumie? Prawda?Kochanie, jesteś wszystko, żeby on nie pił, a w trosce o jego komfort, to Ty zachowujesz się jak nałogowiec. Świat przestał dla Ciebie istnieć. Nic się nie liczy tylko Twój zaopatrujesz mu lodówkę, kupujesz ubrania i papierosy, stawiasz wakacje, dajesz pieniądze mu na żeby chodził na terapię, sprawdzasz czy jeszcze się nie napił. Kiedy zacznie, zabierasz mu pieniądze i karty, żeby szybciej skończył, a potem gotujesz rosół i pomagasz dojść do siebie. To Ty stwarzasz mu komfort jego głód, jesteś cały czas w gotowości, żeby go wyciszyć. A sama jesteś spięta, roztrzęsiona, masz trudności ze snem, ratujesz się zrozumieć jedną bardzo ważną rzecz – NIE MASZ ŻADNEGO WPŁYWU NA TO CZY ON PIJE, CZY NIE! On pije dlatego, że jest alkoholikiem, a nie dlatego, że za mało się że to trudne, ale musisz porzucić iluzję, że go o abstynencji należy do niego i może tylko z niego wypłynąć. To on musi zdecydować. Jeżeli naprawdę będzie chciał przestać pić, to podejmie właściwe działania. Jeżeli będzie starał się o to tylko dla Ciebie, żeby uniknąć konsekwencji, to poniesie klęskę. To tylko kwestia czasu, kiedy znowu co możesz dla niego zrobić, to przestać się nim zajmować. Pozwolić, żeby ponosił konsekwencje swojego picia. A przede wszystkim nigdy, przenigdy nie wolno Ci dawać mu pieniędzy ani spłacać jego Cię! Zajmij się sobą. Otul się, zasługujesz na miłość, ciepło i spokój. Zajmij czymś głowę. Wyśpij się. Idź na masaż. Zadzwoń do przyjaciółki. Idź na grupę dla współuzależnionych, zobaczysz, że nie jesteś sama. Dałaś się tylko jak głupia wmanewrować w toksyczny cały czas o nim myślisz, zastanawiasz się, co można jeszcze zrobić. Nic nie można zrobić! Dopóki on nie będzie chciał zmian, one nie nadejdą. To nie oznacza, że on Cię nie kocha. On odrzuca cały świat. Ciągle wybiera butelkę i płaci za to duża cenę, znacznie większą niż te 30 zł za litr. Za to Ty za bycie z nim, płacisz cenę jeszcze większą. Ile razy czułaś się jak szmata, jak ścierka, jak mebel, z którego cały czas ktoś korzysta? Ile razy on złamał obietnice dane Tobie i nadzieję, które dzięki tym obietnicom zakiełkowały? Ile razy usłyszałaś, że widzisz tylko co złe, bo on jak nie pije to jest dobry i się stara, a Ty się czepiasz tylko jego picia? Zwróć na to uwagę! On pije co chwila i masz prawo być nieszczęśliwa. Nic Ci nie zrekompensuje tych kosztów emocjonalnych. Twój organizm już wkrótce zacznie się co będzie, jeżeli zapije się na śmierć? To nie będzie Twoja wina. Jest dorosłym człowiekiem. Ma prawo podejmować swoje pomoże CI wściekłość. Na początku to ona da ci siłę. Podobno na chorą osobę nie powinno się złościć. Na chorą nie, ale na taką, która się nie leczy i idzie ku samozagładzie, niszcząc przy tym Ciebie, masz prawo się złościć. Bądź wściekłaRób to, na co masz sobie poradzić z tęsknotą, która odczuwasz? Płacz, krzycz, gryź poduszkę. Twój stan będzie jak sinusoida, raz – dobrze, raz – źle, potem – znowu dobrze. Jesteś wyczerpana, złamana, zniszczona, smutna. ale daj sobie czas. To minie. są alkoholicy, którym się udało? Zdarzają się, ale wymaga to dużo pracy, cierpliwości i siły. Pamiętaj, to zależy tylko od do skutku. Może kiedyś się uda. Ja jestem z Tobą i mocno trzymam za Ciebie kciuki. Rozumiem 1 2 3 4
2 grudnia 2012. "Polak, katolik, alkoholik". Władysław Broniewski. Przeżył dwa najbardziej zbrodnicze totalitaryzmy w historii ludzkości, trzy wojny, dwa (a może nawet trzy, biorąc pod uwagę tajemniczy epizod ze znalezieniem się poety w szpitalu psychiatrycznym) pobyty w więzieniu: sanacyjnym (do którego pułkownik Wieniawa
To, że cię kocham, nie daje ci prawa, byś mnie krzywdził. Jeśli spróbujesz, będę się bronić wszelkimi sposobami, włącznie z separacją. Niestety są jeszcze księża, którzy powiedzą: „Bóg zesłał ci tego męża, więc cierp, błagaj, by cię nie bił, ale nie wzywaj policji, nie decyduj się na separację”. Mylą w ten sposób miłość z naiwnością. Tymczasem miłość jest nie tylko szczytem dobroci, ale też szczytem mądrości - podkreślał podczas konferencji pt. „Co oznacza twarda miłość wobec osoby uzależnionej” ks. dr Marek Dziewiecki, psycholog, specjalista w dziedzinie profilaktyki i terapii uzależnień. Spotkanie, które odbyło się w siedleckiej szkole „Novum”, zorganizowało stowarzyszenie na rzecz osób dotkniętych chorobą alkoholową, narkomanią i hazardem „Szansa”. Podczas konferencji padło wiele słów obalających tak chętnie powtarzany przez niektórych polityków i media mit, że Kościół toleruje przemoc w rodzinie. Ks. M. Dziewiecki wyraźnie zaznaczył, iż osoba pokrzywdzona, a w polskich realiach jest nią najczęściej żona, którą uzależniony od alkoholu mąż bije i dręczy psychicznie, ma prawo do skutecznej obrony. - Nie wolno mylić miłości z naiwnością. Choroba alkoholowa i inne uzależnienia wystawiają na próbę wszystkich członków rodziny. Łatwo wtedy o postawy skrajne: bierne poddanie się krzywdom wyrządzanym przez pogrążonego w nałogu lub reagowanie podobną agresją oraz wycofaniem miłości. Niezwykle trudno natomiast o zajęcie postawy dojrzałej, czyli o wyrażanie miłości do alkoholika w sposób dostosowany do jego sytuacji oraz do zachowania - zauważył prelegent, który swoje wystąpienie zaczął od przypomnienia definicji miłości. Kochać dojrzale - Kochać to tak się odnosić do drugiej osoby, by jej chciało się przy mnie żyć. Ta reguła odnosi się jednak do sytuacji tzw. normalnych, dojrzałych. Zasada ta może nie zadziałać, gdy jedno z małżonków znajduje się w kryzysie, czyli jest uzależnione - zastrzegł ks. M. Dziewiecki, przybliżając cechy dojrzałej miłości. Jest ona bezwarunkowa, nieodwołalna, okazywana z bliska, ofiarna, a przede wszystkim mądra. Dlatego tak trudno kochać egoistów, ludzi prowadzących podwójne życie, zaburzonych psychicznie, alkoholików, narkomanów. - A człowiek uzależniony to ktoś, kto zakochał się w śmiertelnym wrogu. Jest to niewyobrażalnie silnie zniewolenie, samo nie przeminie. Nasza miłość jest wtedy wystawiana na największą próbę, wręcz heroiczną. W sposób spontaniczny grożą nam wtedy postawy skrajne: naiwne litowanie się nad uzależnionym i wycofanie miłości wobec niego. Tymczasem dojrzałe uczucie jest działaniem wyrażającym się w konkretnych słowach oraz czynach, dostosowanym do sytuacji i postępowania drugiej osoby - tłumaczył ks. Marek. Nie mylić z naiwnością Jak dojrzale kochać alkoholika czy narkomana? Pierwszym krokiem jest poznanie mechanizmów choroby. - Jak już wspomniałem, człowiek uzależniony to ktoś, kto dosłownie śmiertelnie „zakochał się” w substancji chemicznej, która obiecuje łatwe szczęście, oszukuje, uzależnia i zabija. Jednocześnie to ktoś, kto nie rozumie samego siebie, kto nałogowo oszukuje samego siebie, wmawiając sobie, że nie jest uzależniony i nie ma problemu z alkoholem czy narkotykiem. Poza tym to mistrzowie w manipulowaniu najbliższym środowiskiem po to, by tworzyć sobie komfort sięgania po używki. Odwołując się do różnych form nacisku i szantażu, próbują doprowadzić do sytuacji, w której obowiązuje zasada: „Ja sięgam po substancje uzależniające, a inni mnie chronią, usprawiedliwiają, ukrywają przed sąsiadami i policją” - tłumaczył duchowny. - Bliscy modlą się, cierpią, licząc, że bliski w końcu dostrzeże ich dobre serce i się zmieni. Inni próbują interweniować, lecz zwykle robią to za późno, niedojrzale i naiwnie. Alkoholika czy narkomana trudno kochać, gdyż staje się śmiertelnym wrogiem samego siebie. Nie chce żadnej pomocy. Czy taką osobę można kochać? Można, bo miłość jest genialna - stwierdził ks. Marek. Jego zdaniem czytelnym wzorcem dojrzałej, mądrej miłości jest przypowieść o odchodzącym synu i mądrze kochającym ojcu (por. Łk 15,11-32), który potrafi kochać swoje dziecko ulegające iluzjom łatwego szczęścia. Nawet w tak dramatycznej sytuacji, jaką jest odejście syna, nie cofa swej miłości, ale też nie udziela mu pomocy. Nie jest okrutny, ale też nie jest naiwny. Dlatego pozostawia błądzącego własnemu losowi. Gdyby ojciec przestał go kochać, to syn nie miałby do kogo wrócić. Gdyby natomiast udzielał mu pomocy i brał na siebie konsekwencje jego błędów, to jego dziecko nie miałoby powodu, by się zastanowić nad własnym postępowaniem i dokonać przemiany życia. Syn z przypowieści korzysta z mądrej miłości ojca, zastanawia się i podejmuje decyzję o całkowitej zmianie życia. Staje się synem powracającym. Teraz dopiero rozumie, że ojciec nigdy nie przestał go kochać, oraz że robił to naprawdę dojrzale. Kochać człowieka uzależnionego to najpierw dokładnie poznać jego dramatyczną sytuację. - Wtedy dopiero rozumiemy, że dojrzała miłość polega na stosowaniu zasady: „ty nadużywasz alkoholu czy sięgasz po narkotyk, ty ponosisz wszystkie konsekwencje twego zachowania”. To konieczny warunek uznania prawdy o sobie i podjęcia przez uzależnionego terapii. Stosowanie powyższej zasady musi być jednak bardzo konkretne. Oznacza to na przykład, że żona nie podaje posiłków, jeśli uzależniony wydał pieniądze na alkohol, nie pierze jego pobrudzonych ubrań ani nie usprawiedliwia jego nieobecności w pracy, gdy jest nietrzeźwy. Rozumie bowiem, że lepiej jest, by był głodny czy nawet stracił pracę, niż miałby stracić życie na skutek trwania w chorobie alkoholowej czy narkomanii - mówił ks. Marek. Ocalenie w cierpieniu Tak pojmowana dojrzała miłość nie jest zwykle możliwa, jeśli współmałżonek czy inne osoby z najbliższej rodziny pozostają sam na sam z alkoholikiem bądź narkomanem. Uzależniony bywa wtedy agresywny, a nawet groźny. Potrafi znęcać się fizycznie i psychicznie, kłamać, manipulować, szantażować lub wzbudzać litość. - Realizowanie zasady kompetentnej miłości wymaga wyjścia z ukrycia, by poszukać wsparcia na zewnątrz. W polskich warunkach skutecznym rozwiązaniem okazuje się kontakt z grupami samopomocy, jak np. Al-Anon i Kluby Abstynenta. Pożyteczny jest kontakt z duszpasterzem. Czasem konieczna bywa też pomoc urzędu gminy, psychologa, prawnika i policji. Jednak nawet wtedy może się okazać, że ze względu na agresję uzależnionego nadal nie jest możliwe stosowanie reguł kompetentnej miłości. Jedynym rozwiązaniem staje się rozstanie - stwierdził, ostrzegając, iż trwanie latami przy uzależnionym, który znęca się nad najbliższymi i nimi manipuluje, okazuje się cierpieniem mającym destrukcyjny wpływ na rodzinę, a nie przynosi żadnej zmiany w postawie chorego. Co więcej, pozwala mu trwać w nałogu. Mamy wówczas do czynienia nie z miłością, lecz naiwnością. Ze względu na system iluzji i zaprzeczeń alkoholika czy narkomana nie wzruszy i nie przemieni cierpienie innych ludzi. Może go ocalić jedynie jego własne cierpienie. Bolesna konieczność - Jednak w tego typu skrajnej sytuacji fizyczne odejście od osoby uzależnionej nie oznacza wycofania miłości. Nie jest też przejawem okrucieństwa czy zemsty, ale bolesną formą dojrzałej miłości wobec osoby, która krzywdzi siebie i innych. Jeśli technicznie jest to możliwe, można zdecydować się najpierw na rozstanie czasowe. Może ono okazać się wystarczające, by uzależniony uznał, że ma problem i podjął terapię. Gdy takie rozwiązanie - zwykle ze względów mieszkaniowych i finansowych - nie jest możliwe, to koniecznością okazuje się rozstanie usankcjonowane formalnie - podkreślił prelegent, tłumacząc, iż dla osób, które zawarły małżeństwo sakramentalne, rozwiązaniem jest separacja przed sądem kościelnym. Nie zrywa ona więzi małżeńskiej, nie łamie przysięgi małżeńskiej. - Kościół katolicki uznaje, że są sytuacje, w których wspólne życie i mieszkanie małżonków sprzeciwiałoby się dojrzałej miłości i odpowiedzialności. Miłość małżeńska jest bezwarunkowa. Ale tylko miłość. Nie jest natomiast bezwarunkowe wspólne mieszkanie, współżycie seksualne, wspólne wychowywanie dzieci, wspólnota majątkowa. To wszystko jest już warunkowe. Ma miejsce pod warunkiem, że obie strony odnoszą się do siebie z miłością i odpowiedzialnością. Obecnie mamy w Polsce sytuację prawną, w której separacja kościelna posiada także skutki cywilne. Dzięki temu współmałżonek może uzyskać podział majątku i alimenty - wyjaśnił ks. Marek, dodając, iż jeśli żona zmuszona jest do rozstania z alkoholikiem, to powinna powiedzieć samej sobie i uzależnionemu, że czyni to z miłości i odpowiedzialności, z nadzieją, że mąż zacznie się leczyć i zmieni postępowanie. Wtedy powrót do wspólnego życia stanie się możliwy. Masz prawo do obrony Kościół z całą powagą traktuje cierpienie krzywdzonego małżonka i dlatego przyznaje mu prawo do obrony. - W takich sytuacjach obowiązkiem katolickiego doradcy jest stanowcze przestrzeganie przed myleniem miłości z naiwnością. Niestety wciąż są duchowni, którzy mówią: „Bóg zesłał ci tego męża, więc cierp, błagaj, by cię nie bił. Ale nie wzywaj policji, nie decyduj się na separację, okazuj serce, a może go wzruszysz”. Nie wzruszy! Bo ten człowiek jest chory! Nie reaguje na cierpienie bliskich. Dlatego żona, której mąż jest uzależniony, ma prawo do skutecznej obrony. Tego uczy nas Jezus, gdy w czasie przesłuchania przed arcykapłanami żołnierz uderza Go w twarz. Broni się wtedy stanowczo: „Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?” (J 18,23). Czyni tak dlatego, że w tym przypadku zgoda na krzywdę i cierpienie byłaby naiwnością - oświadczył ks. M. Dziewiecki, akcentując, iż Kościół, wierny Jezusowi, daje skrzywdzonym prawo do obrony włącznie z separacją. - Niektórzy księża udają, że tego nie wiedzą. Niestety my, duchowni, zawiniliśmy pod tym względem. Przez lata myliliśmy miłość z naiwnością i za to przepraszam. Chrześcijaństwo nie ma nic wspólnego z tolerowaniem zła, z naiwnym cierpieniem czy choćby pośrednim aprobowaniem jakiejkolwiek formy przemocy czy krzywdy - dodał stanowczo. Czy alkoholik może być zbawiony? Ks. Marek przyznał, że często słyszy obawy, że twarda miłość może doprowadzić do śmierci, tzn. uzależniony zapije się lub zaćpa, przez co bliscy będą mieli go na sumieniu. Tymczasem tylko taka miłość daje szansę na ocalenie. Duchowny otrzymuje także wiele listów, telefonów z pytaniem, czy alkoholik lub narkoman, który umiera nagle, może być zbawiony. - Taka osoba wcale nie musi iść do piekła. Nie wiemy, co się dzieje w procesie umierania. Tylko Bóg zna serce człowieka. Dlatego każdy ma szansę na zbawienie - tak brzmiała konkluzja spotkania. JKDEcho Katolickie 23/2015 opr. ab/ab Copyright © by Echo Katolickie Aktor i reżyser opowiedział o tym, jak nałóg zniszczył jego życie, karierę i przyczynił się też do rozpadu rodziny. Ben Affleck: „Bałem się, że zapiję się na śmierć” Znaleziono 0 artykułów
Uzależnienie od alkoholu to jednostka chorobowa, która powoli i systematycznie niszczy ludzki organizm i wpływa także na mentalność osoby uzależnionej. Gdy się jej nie leczy długofalowo, skutki alkoholizmu mogą być opłakane. Fizyczne skutki alkoholizmu Po pierwsze spożywanie alkoholu w ogromnych ilościach prowadzi do stłuszczenia, a z czasem do marskości wątroby. Napoje alkoholowe zwłaszcza te słabo destylowane własnej roboty niszczą wzrok i sprawiają, że jest on coraz słabszy. Alkohol fatalnie wpływa również na cerę, włosy i na stan uzębienia. Jego długofalowe spożywanie prowadzi do tego, że organizm szybciej się starzeje i wygląda na bardziej wyeksploatowany. Ponadto przez picie dochodzi do drżenia rąk, nietrzymania moczu i zachwiania równowagi. Z tego też powodu alkoholicy są spychani na margines życia społecznego, bo uchodzą za osoby niezaradne i nieumiejące pokierować własnym życiem. Uzależnienie od alkoholu – jakie szkody robi w psychice Jeśli chodzi o mentalne skutki alkoholizmu, to niszczy on połączenia nerwowe w mózgu, przez co osoba uzależniona ma słabszą pamięć, spostrzegawczość oraz nie umie zachować koncentracji na dłużej. Nękają ją również niespodziewane ataki agresji i ogólne otępienie. Ponadto osoba uzależniona ma lęki, dręczą ją koszmary i woli unikać innych, bo bez alkoholu nie ma z nimi, o czym rozmawiać. Badania naukowe udowodniły także, że osoby nadużywające alkoholu częściej zapadają na Parkinsona i Alzheimera. Wiąże się to z tym, że ich mózg jest mocno wyniszczony. Kiedy następuje śmierć przez alkohol? Śmierć przez alkohol to wynik na przykład tego, że nerki, wątroba i serce przestają pracować. Alkohol to także przyczyna zawałów i wylewów. Dzieje się tak dlatego, że wywołuje on duże nadciśnienie tętnicze i znacznie osłabia krążenie. Śmierć przez alkohol zdarza się również wtedy, gdy alkoholik zamarznie na mrozie. Wskutek wychłodzenia jego organy przestają normalnie pracować, a stąd już krok do tego, by zasilić szeregi świętego Piotra. Jest to niestety sytuacja dosyć często spotykana, że bezdomny alkoholik umiera, bo nie ma gdzie się schronić przed zimnem, a do noclegowni nie chce iść.
Usterka miała zostać naprawiona po około pół doby, od kiedy się pojawiła. Ciekawe ilu "mistrzów" zapije się na śmierć próbując przełamać barierę 1,5 promila :D.

Alkoholizm to proces, który ma swoją dynamikę i przebiega etapami. Początki alkoholizmu, czyli faza ostrzegawcza, mogą być subtelne i prawie niezauważalne. W każdej kolejnej fazie choroby alkoholowej objawów przybywa i stają się one coraz bardziej nasilone. Często osoby dotknięte problemem alkoholowym zwlekają z rozpoczęciem terapii leczenia uzależnień aż do momentu, gdy alkohol całkowicie zniszczy życie nie tylko im, ale również bliskim. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że niepodjęte leczenie w ostatniej fazie alkoholizmu może prowadzić nawet do śmierci. Dziś opisujemy, jak rozpoznać ostatnie stadium choroby alkoholowej. Zapraszamy do lektury. Faza przewlekła (chroniczna), czyli ostatnie stadium alkoholizmuPo czym rozpoznać ostatni etap alkoholizmu? Objawy Ostatnie stadium choroby alkoholowej – do czego może doprowadzić?Kiedy alkoholik zapije się na śmierć? Leczenie alkoholika w ostatniej fazie choroby alkoholowej Leczenie alkoholizmu w Ośrodku Nowe Życie w KrakowieOstatni etap rozwoju alkoholizmu to faza przewlekła, zwana również chroniczną. Na tym etapie spożywanie alkoholu zaczyna być ciągłe, a pierwszą dawkę alkoholu przyjmuje się już każdej kolejnej fazie alkoholizmu objawów przybywa. Picie bez przerwy, w nieustannym ciągu może w końcu doprowadzić do śmierci alkoholika. Leczenie alkoholika w ostatniej fazie choroby alkoholowej wymaga nie tylko motywacji pacjenta, ale również wsparcia ze strony rodziny i bliskich. Faza przewlekła (chroniczna), czyli ostatnie stadium alkoholizmuFaza przewlekła, zwana również chroniczną, to ostatnie stadium choroby alkoholowej. Charakteryzuje się tym, że picie zaczyna być ciągłe i nieprzerwane – alkoholik potrafi upić się nawet kilka razy w ciągu dnia, w zasadzie w ogóle nie trzeźwieje. Pije niemal bez przerwy, a pierwszą dawkę alkoholu przyjmuje już rano. Upija się w domu, pracy, u znajomych, a nawet na ulicy. Giną u niego resztki wstydu. W fazie przewlekłej pojawia się bardzo wyraźne obniżenie tolerancji na alkohol – już kilka kieliszków wystarczy, aby alkoholik upił się do nieprzytomności. Zdarza się, że na tym etapie uzależniony sięga nie tylko po typowe trunki, ale z braku pieniędzy, na przykład pije denaturat. Leczenie alkoholizmu w ostatnim stadium choroby. Zapewniamy pobyty stacjonarne i leczenie ambulatoryjne. Jeśli chcesz uzyskać więcej informacji, zadzwoń pod numer 504 106 335 Po czym rozpoznać ostatni etap alkoholizmu? Objawy Charakterystyczne objawy ostatniego stadium choroby alkoholowej, czyli fazy przewlekłej, to nasilone objawy zespołu abstynenckiego, do których zalicza się:bóle głowy;osłabienie:nudności i wymioty;wahania nastroju;zaburzenia snu;kołatanie serca;poty;lęki;psychoza alkoholowa (zespół Otella).Gdy picie staje się rytuałem, codzienne czynności zaczynają się ograniczać jedynie do spędzania czasu w towarzystwie kieliszka. Na drugi plan schodzi życie rodzinne, praca, przyjaciele. Wszystko zaczyna koncentrować się wokół alkoholu. Bardzo często zdarza się również, że alkoholikowi w ostatnim stadium choroby alkoholowej towarzyszy depresja. Depresja alkoholowa jest trudna do wyleczenia, ponieważ wiele jej objawów jest silnie związanych z objawami alkoholizmu, a leczenie depresji alkoholowej wymaga leczenia również samego uzależnienia. Ostatnie stadium choroby alkoholowej – do czego może doprowadzić?Długotrwałe picie prowadzi do całkowitego wyniszczenia organizmu i szeregu dolegliwości, zarówno fizycznych, jak i psychicznych. Jedną z chorób będących następstwem wieloletniego picia jest amnezja alkoholowa, czyli luki w pamięci. Pacjenci z psychozą Korsakowa są zupełnie zdezorientowani, mają problemy z przypomnieniem sobie informacji, nie mają świadomości tego, jaki jest dzień tygodnia, miesiąc, rok. Luki w pamięci są tak ogromne, że często towarzyszą im nieprawdziwe opowieści, które nie są jednak celowymi kłamstwami. Długotrwałe opilstwo wywołuje całkowitą degradację, osłabia procesy myślenia, wyniszcza organizm, a w skrajnych przypadkach prowadzi również do śmierci. Kiedy alkoholik zapije się na śmierć? Gdy się alkoholizmu nie leczy, jego skutki mogą być opłakane. Spożywanie alkoholu w dużych ilościach prowadzi do marskości wątroby. Śmierć alkoholika to bardzo często następstwo tego, że nerki, wątroba i serce przestają pracować. Dzieje się tak dlatego, że alkohol przyczynia się do nadciśnienia tętniczego i znacznie osłabia krążenie. Śmierć przez alkohol ma również miejsce wtedy, gdy alkoholik zamarznie – wskutek wychłodzenia organy przestają pracować i w efekcie może dojść do śmierci alkoholika. O nadchodzącym zagrożeniu może on być zupełnie nieświadomy, bo po przenikliwym zimnie i drętwieniu kończyn nadchodzi błogie ciepło. Leczenie alkoholika w ostatniej fazie choroby alkoholowej Leczenie alkoholika w ostatniej fazie choroby alkoholowej wymaga silnej motywacji i dużej asertywności. By pomóc alkoholikowi na tym etapie, prawie zawsze niezbędna jest reakcja otoczenia – trzeba zmusić chorego do skonfrontowania się ze skutkami uzależnienia. Niestety, bez skutecznej terapii leczenia alkoholizmu nie ma szans, by skończyć z nałogiem. Leczenie alkoholizmu w Ośrodku Nowe Życie w KrakowieNasz ośrodek leczenia alkoholizmu Nowe Życie to miejsce, w którym osoby z problemem alkoholowym mogą liczyć na profesjonalną pomoc w walce z nałogiem. Wieloletnie doświadczenie w zakresie leczenia alkoholizmu przekłada się na efektywność i skuteczność terapii. W ośrodku odwykowym Nowe Życie opieką otaczamy nie tylko alkoholików, ale również ich rodziny i bliskich – prowadzimy konsultacje rodzinne, terapie małżeńskie oraz terapie dla DDA. Źródła:,,Alkoholizm. Mianownictwo, rozpoznanie, leczenie i zapobieganie”, J. SKALA, Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich, Warszawa 1966. ,,Alkoholizm: teorie, badania, implikacje społeczne”, R. Dobrzeniecki, T. Kruszewski, W. Szczęsny, A. Zaleś, Oficyna Wydawnicza Szkoły Wyższej im. Pawła Włodkowica w Płocku, 2013.

Jeśli chcesz otrzymać definicję słownikową, alkoholik to osoba, która cierpi na chorobę alkoholizmu. Jego mózg stał się uzależniony od alkoholu, aby funkcjonować, a bez picia pojawiają się objawy odstawienia. Jest jednak o wiele więcej do opowieści. Alkoholizm jest chorobą i tak jak w przypadku większości chorób, istnieją Łączy ich choroba alkoholowa, z którą walczą nawet od kilkudziesięciu lat. Każdy z nich ma bogaty piciorys. Kolejnych rozdziałów nie chcą już jednak pisać. Dlatego spotykają się raz w tygodniu. Żeby nie zapomnieć, jak mówią, że są alkoholikami. Schronisko dla bezdomnych przy ul. Towarowej w Olsztynie. Piątek, godz. 11. Zaczyna się miting anonimowych alkoholików. Są: kobiety, mężczyźni, bezdomni i osoby, które z bezdomności wyszły. Każda z tych osób z powodu picia straciła coś albo kogoś. Dlatego tu są… Spotkania AA w schronisku odbywają się od około dwóch lat. Niedziela rano, przebudzenie na kacu. Pobudka jeszcze na bombie. Ostatnie piwo nad ranem, które zamienia się w pierwsze w nowy dzień. Kieliszek, który zabiera rozum. Łyk wódki, który zrywa film. Alkoholik to nie ja. Mocna zabawa, a nie uzależnienie. Alkoholicy to margines. To ludzie słabi, którzy nie kontrolują się na imprezach. Ta sobota to przypadek, bo w poniedziałek idę na ósmą do pracy i po prostu trzeba się wyzerować. Wtorek na kacu, przecież wpadli znajomi. Pokłóciłem się z żoną i musiałem to obgadać z kumplem w barze. Pocięłam się z chłopakiem i wypiłam jedną lampkę wina za dużo, bo musiałam odreagować. Nie mam problemu, bo to jest poza mną. To sąsiad kupuje dwusetkę, kiedy ja rano przed pracą kupuję bilet na autobus. To nie ja. To oni, czyli ludzie słabi, biedacy, bezdomni, żule, bez przyszłości. ONI. Pierwszy krok Oni spotykają się co tydzień w schronisku dla bezdomnych przy Towarowej. Jest ich kilkunastu. Są wśród nich mieszkańcy ośrodka, osoby, które wyszły z bezdomności, i trzeźwi alkoholicy z Olsztyna.— Duży procent osób mieszkających w schronisku ma problem alkoholowy. U części jest to jedną z przyczyn bezdomności. U innych pojawił się w trakcie. W schronisku nie można pić alkoholu i być pod jego wpływem. Niepijącego alkoholika od ciągu dzieli jeden kieliszek, dlatego tak ważne jest przestrzeganie bezwzględnego zakazu spożywania alkoholu — mówi Robert Kuchta z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Olsztynie. Krzysztof zaczyna czytać preambułę AA: — Anonimowi alkoholicy są wspólnotą mężczyzn i kobiet, którzy dzielą się nawzajem swoim doświadczeniem, siłą, nadzieją, żeby rozwiązać swój problem i pomagać innym w wyzdrowieniu z alkoholizmu. Potem wszyscy uczestnicy spotkania chwytają się za dłonie i odmawiają modlitwę. Nie ma przymusu. — Chodzi o odwołanie się do siły wyższej. Nie musi to być bóg, ale uznajemy, że nie jesteśmy sobie sami w stanie poradzić z alkoholem — mówi Tomasz, alkoholik. Następnie każdy z uczestników czyta punkty AA, przedstawiając się i dodając: — Jestem alkoholikiem. Tomasz. Piotr. Andrzej. Joanna. Stanisław. Andrzej. Wszyscy mają swój alkoholowy życiorys. Nazywają go piciorysem. Drugi krok Mam na imię Andrzej i jestem alkoholikiem. Nie piję od 1986 roku. Urodziłem się przed wojną. Moja rodzina przeprowadziła się na Kaszuby. W szkole byłem wykluczony ze względu na to, że jako jedyny nie mówiłem gwarą. Byłem zahukanym, grzecznym dzieckiem. Uczyłem się dobrze. W moim domu nie było alkoholu. Pierwszy raz spróbowałem alkoholu po maturze. Trenowałem w tym czasie lekką atletykę. Napiłem się z kolegą sportowcem. Zatrułem się. Potrzebna była reanimacja. Przez kolejne lata nie wracałem do alkoholu. Trzeci krok Każdy z uczestników spotkania może podzielić się z innymi refleksją, wspomnieniem, obawą. Uczestnik podnosi dłoń. Przedstawia się i znowu dodaje: — Jestem alkoholikiem. I zaczyna opowiadać. Stanisław mówi, że miał wybór: albo przestanie pić, albo pójdzie do piachu. Wszystko z powodu trzustki. No i przestał pić. — Po jakimś czasie poczułem się na tyle mocny, że przestałem chodzić na mitingi. Radziłem sobie bez alkoholu, ale po kilku latach kupiłem sobie piwo bezalkoholowe. Przestraszyłem się i wróciłem na spotkania. To był dzwonek alarmowy. Byłem blisko pęknięcia i powrotu do picia — Stanisław wraca do chwili słabości. Według uczestników najważniejsze jest właśnie zdanie sobie sprawy z tego, że to choroba, której samodzielnie nie da się powstrzymać. Tomasz na początku, kiedy przychodził na mitingi, mówił, że ma problem z alkoholem. Nie używał słowa alkoholik, dzięki czemu udawało mu się w to uwierzyć. W końcu alkoholik to ktoś inny. Czwarty krok Wszystko się zmieniło, jak miałem 25 lat. Zostałem przydzielony do pracy na Warmii i Mazurach. Zostałem kierownikiem. Miałem pod sobą aż 120 osób. I musiałem nimi kierować. Na porannej zmianie zawsze mogłem zapytać kogoś doświadczonego, ale na popołudniowej i nocnej wszystko było na mojej głowie. Wtedy właśnie pojawił się alkohol. Odkryłem, że zdejmuje ze mnie presję. Mogę reagować szybko i podejmować ryzykowne decyzje, nawet na granicy bezpieczeństwa. Przełożeni mnie doceniali, a podwładnym imponowało to, co robiłem. Stałem się popularny. Piłem coraz więcej, a znalezienie kompanów nie było trudne. To była mała miejscowość. Szedłem do lokalu, a mąż bufetowej był moim pracownikiem. Od razu miałem wszystko poza kolejką, czasami mi też stawiano. W końcu byłem trochę jakby lokalnym gwiazdorem. To, że w międzyczasie skończyłem studia techniczne, jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że alkohol mi pomaga. Alkoholu było coraz więcej. Zarabiałem dobrze. Pensję dawałem żonie, a to, co zarobiłem na fuchach, przeznaczałem na alkohol. Myślałem, że pieniądze rozwiązują problemy. Piąty krok Alkoholicy mówią o sobie, że są uczuleni na alkohol. Nie mogą pić jak inni, bo etanol odbiera im rozum, sprawia, że nie mogą przestać. — Czy rozumiesz, że jesteś uczulony na alkohol? — pyta Tomasz. Kolejni uczestnicy podnoszą dłonie. — Przestałem pić, bo miałem do wyboru rodzinę albo alkohol. Wybrałem dzieci i żonę. Kiedy urodziła się moja córka, przez pierwsze dziesięć lat byłem albo pijany, albo w pracy. Drugie dziecko urodziło się już po kilku latach abstynencji — mówi Gustaw. Szósty krok Mój problem z alkoholem narastał z każdym dniem. Żona postanowiła, że musimy się wyprowadzić. Niestety, już było za późno. Byłem uzależniony. Przeprowadzka nie mogła już nic zmienić. Piłem. Żona ode mnie odeszła. Oddałem jej jedno mieszkanie, drugie zostawiłem sobie. Powoli zamieniałem je w melinę. Mój zakład pracy zlikwidowali. Miałem do wyboru albo przenieść się do innego miasta, albo ekwiwalent. Każdy alkoholik zawsze wybierze pieniądze. Nie miałem żony. Nie miałem pracy. Miałem pieniądze. Chciałem kupić sobie za to samochód. Umówiłem się ze znajomym. Po tygodniu miałem tylko na wycieraczkę. Wyjechałem w Polskę. Siódmy krok Janusz podnosi rękę i opowiada o tym, że zbiera złom i czasami ktoś poprosi go o pomoc. — Byłem w szoku, jak pozwolili mi samemu zabierać to z posesji. Właściciel się nie bał, że go okradnę — Janusz nie ukrywa wzruszenia. Bardzo dużo opowiada o sobie. Kiedy pił, na pewno był duszą towarzystwa, wodzirejem. Nie wstydzi się ludzi. W przeciwieństwie do Krzyśka. — Kiedy się ożeniłem, w środku byłem jeszcze chłopcem. Zbyt niedojrzałym. Dlatego zacząłem pić. Problem pojawia się w momencie, w którym używkami musimy kontrolować emocje. Można uzależnić się od półtora tysiąca rzeczy — mówi. Ósmy krok Wróciłem po kilku miesiącach. W międzyczasie zostałem eksmitowany z mieszkania. Zostałem osoba bezdomną. Mieszkałem na Dworcu Centralnym w Warszawie, w piwnicach, podziemiach i pod gołym niebem. Udawało mi się raz na jakiś czas stanąć na nogi, ale stabilizacja trwała do pierwszego kieliszka. Później wszystko się waliło i znowu lądowałem na bruku. Trwało to latami. Nie wiem tak naprawdę, ile czasu byłem bezdomnym, a ile nie. Dziewiąty krok Krzysiek mówi, że jedyną różnicą między bogatym a biednym alkoholikiem jest tylko jedna. To trumna. — Bogatego pochowają w kryształowej, a biednego w sosnowej — mówi. — Jak miałem pieniądze, to piłem wódkę, a jak wszystko zaczęło się walić, to piłem denaturat. Ważne było tylko to, żeby być na rauszu — dodaje. Wszyscy kiwają głową, słysząc to stwierdzenie. Paweł dodaje, że jak umrze bogaty alkoholik, to nie przez wódkę, a na atak serca, zawał albo wylew. Biedny po prostu zapije się na śmierć. — Sporo chłopaków, których poznałem na mitingach, z tego wyszło. Niestety cześć wylądowała w piachu — opowiada Krzysiek. Dziesiąty krok Straciłem wszystko, łącznie z nazwiskiem. Wśród osób bezdomnych posługiwaliśmy się jedynie pseudonimami. Spotkałem się z moją dorosła już córką, która w trakcie moich ciągów zdążyła zdać maturę i skończyć studia. Poznała mnie, chociaż nikt z bliskich już nie był w stanie. Zaproponowała mi pójście na odwyk do szpitala. Zgodziłem się, bo chciałem mieć gdzie spać, wykąpać się i obciąć włosy. Tak wylądowałem na detoksie w szpitalu. Najgorsze było to, że nadal nie wierzyłem w chorobę. Chciałem się tylko nauczyć kontrolować picie. Nie wyobrażałem sobie, że mogę nie pić alkoholu. Jeszcze w szpitalu trafiłem na miting AA. Była to chyba pierwsza grupa działająca w Olsztynie. Tam poznałem mężczyznę, który był przejazdem w Olsztynie i musiał spotkać innych alkoholików, żeby samemu się nie napić. Doznałem olśnienia, bo on mówiąc o sobie, mówił tak naprawdę o mnie. Wtedy zrozumiałem, że jestem alkoholikiem. To było jesienią 1986 roku. Od tego czasu nie piję. Jedenasty krok Spotkanie powoli dobiega końca. Alkoholicy dopijają swoje kawy. Zaczyna się powolne rozluźnienie. Mimo że mitingi nie są związane z żadną religią czy systemem światopoglądowym, czuć w ich trakcie podniosłą atmosferę. Klimat charakterystyczny dla spotkań religijnych. Wszystkim przyświeca jedna idea: nie chcą znowu zacząć pić. Z alkoholizmu nie można wyjść. Jest w końcu przewlekłą chorobą o bardzo wysokiej śmiertelności. Większość z osób obecnych na mitingu doświadczyła śmierci kogoś, kto się zapił. Każdy z nich stracił coś. Dla jednego tragedią była strata pracy, dla innego strata rodziny albo domu. Zdają sobie sprawę z tego, że cały czas muszą nad sobą pracować. Żeby nie wrócić do picie. Wszyscy są uczuleni na alkohol. Powrót do normalności jest niezwykle trudny. — Musiałem nauczyć się bawić, rozmawiać, uprawiać seks na trzeźwo — mówi Krzysztof. — Po odstawieniu alkoholu świat stracił kolory. Odzyskuje je dopiero po pewnym czasie, ale ten moment wyjścia jest naprawdę ciężki. Musisz znaleźć sobie jakieś hobby, żeby mieć czym się zajmować — dodaje. Alkoholików, którzy przestali pić, można porównać do osób powracających z wieloletniej podróży do domu rodzinnego. Znają plan miasta, ale bardzo dużo rzeczy się w nim zmieniło. Potrzebują przewodnika, który wyjaśni, co się zmieniło, i jak mają trafić z punktu A do punktu B. Anonimowi alkoholicy mają swoje własne imprezy. Grupy organizują wyjazdy z małżonkami lub partnerami. Choroba integruje alkoholików i ich bliskich, tak samo jak ma to miejsce w przypadku osób cierpiących na inne przewlekłe choroby. Są dla siebie braćmi. Dlatego co tydzień wracają na miting. Schronisko dla bezdomnych przy Towarowej. Piątek, godz. 11… Dwunasty krok — Bardzo ważne jest dawanie i pomoc innym. Po zaprzestaniu picia zająłem się pomocą osobom walczącym z alkoholizmem. Byłem sponsorem innych alkoholików i terapeutą przez dwadzieścia lat. Teraz niestety zdrowie już mi na to nie pozwala, ale dalej spotykam się z innymi alkoholikami. Chodzę na trzy mitingi trzech grup. Najbardziej lubię właśnie ten w schronisku dla bezdomnych. ••• Dwunasta tradycja AA mówi: anonimowość stanowi duchową podstawę wszystkich naszych tradycji, przypominając nam zawsze o pierwszeństwie zasad przed tradycjami. Dlatego wszystkie imiona bohaterów tego artykułu — uczestników mitingu — zostały zmienione. AUTOR: Michał Krawiel Anonimowi alkoholicy (AA) to grupy samopomocy zrzeszające osoby uzależnione od alkoholu. Spotkania mają im pomóc w utrzymaniu trzeźwości własnej i innych uczestników mitingu. AA powstało w latach 30. XX wieku w Stanach Zjednoczonych. W Olsztynie obecnie działa 11 grup anonimowych alkoholików. 12 stopni wykorzystują również grupy wsparcia dla rodzin i przyjaciół osób uzależnionych Al-Anon. Alkoholizm uznawany jest za chorobę o nieuleczalnym przebiegu. Jeżeli nie zostaną podjęte odpowiednie kroki, alkoholikowi grozi śmierć. Z tego względu tak ważne są szybkie działania. W ramach leczenia alkoholizmu należy się całkowicie odciąć od napojów alkoholowych. Tylko w ten sposób możliwe jest pełne wyleczenie. W pewnym momencie może przyjść dzień, kiedy alkoholik
Pytania i mity na temat uzależnienia 1. Czy częstotliwość picia jest dowodem na uzależnienie? Tak i nie. Codzienne picie kieliszka wina do obiadu nie jest uzależnieniem. Ale częste picie większej ilości alkoholu jest dość poważnym sygnałem uzależnienia. Częste upijanie się jest pewnym objawem choroby. Pamiętajmy: każdy alkoholik może przerwać picie na jakiś czas. Trudno mu jednak wytrzymać bez picia, toteż wcześniej czy później sięgnie po alkohol. A wówczas nieuchronnie, prędzej czy później, chociaż nie zawsze od razu – znów się upije. Alkoholicy często mają przerwy w piciu, niekiedy nawet dość długie. Są one potrzebne alkoholikowi, gdyż organizm zatruty alkoholem po prostu nie wytrzymuje bardzo długiego okresu ciągłego picia. Przerwy te nie świadczą jednak o tym, że ktoś nie jest alkoholikiem. Jeśli kończą się one powrotem do picia i ponownym upijaniem się, stanowią stuprocentowy objaw alkoholizmu. 2. Czy można pić w sposób kontrolowany i czy to oznacza, że nie ma uzależnienia? Można. Większość ludzi używających alkoholu pije właśnie w sposób kontrolowany i nie popada w uzależnienie. Od alkoholu uzależnia się 10-15% jego użytkowników. Istotą uzależnienia jest utrata kontroli nad alkoholem. Alkoholizm nazywa się niekiedy nawet „chorobą kontroli”. Utrata kontroli przybiera dwie formy. Po pierwsze, człowiek uzależniony sięga po alkohol pomimo tego, że obiecał sobie i innym, że tego nie zrobi. Np. ktoś miał ważne spotkanie albo egzamin, wiedział więc, że powinien być trzeźwy, ale mimo to wypił, bo np. spotkał koleżkę i razem wstąpili do baru. Po drugie, uzależniony traci kontrolę nad ilością wypijanego alkoholu, gdy tylko zacznie pić. Ktoś np. umówił się, że pójdzie wieczorem z żoną do teściów i postanowił być trzeźwy. Po południu wstąpił jednak na jedno piwo, „bo przecież jedno nie zaszkodzi”. Ale po wypiciu tego piwa poczuł nieodpartą chęć dalszego picia, wypił drugie, trzecie i w końcu się upił. Kiedy indziej poszedł na przyjęcie, obiecując sobie i żonie, że tym razem się nie upije. Postanowił wypić tylko jeden kieliszek, ale gdy go wypił, nie mógł się powstrzymać przed dalszymi i znów się upił. Alkoholik dramatycznie walczy o przywrócenie kontroli, a także o to, by dowieść innym i sobie samemu, że jej nie utracił. W tym celu czasem rzuca picie na dłuższy czas. Np. w sierpniu wielu ludzi ślubuje niepicie alkoholu. We wrześniu podejmują picie w najlepsze, uznając, że skoro wytrzymali cały miesiąc, nie mają problemu. W istocie niemal każdy alkoholik może przez długi czas w ogóle nie pić. Nie może jednak przez długi czas pić ograniczonych dawek alkoholu. Toteż prawdziwy test na alkoholizm nie polega na tym, by w ogóle nie pić, ale by przez miesiąc pić np. codziennie tylko jeden kieliszek wina. Nieuzależniony człowiek nie będzie miał z tym większych trudności. Uzależniony nie podoła takiemu ograniczeniu; wcześniej czy później po jednym kieliszku wypije drugi, potem następny i jeszcze, aż do upicia się. To właśnie jest niezaprzeczalny dowód uzależnienia i braku kontroli nad alkoholem. 3. Czy silna wola i mocna głowa chronią przed chorobą? Mocna głowa jest dość pewnym objawem uzależnienia. Alkohol jest trucizną, przed którą normalny zdrowy organizm broni się; wpływa on również na rozregulowanie kontroli w centralnym układzie nerwowym, więc zdrowy człowiek po jego wypiciu ma zawroty głowy, trudniej mu mówić, robi głupstwa. Człowiek z mocną głową toleruje większe ilości alkoholu. Oznacza to najczęściej, że jego organizm już uodpornił się na truciznę, jaką jest alkohol. Może wypić dużo, a zapewne zaraz będzie nie tylko mógł, ale musiał wypić, żeby jako tako się czuć. Przez jakiś czas będzie funkcjonował po alkoholu, ale – jeśli przeżyje i nie zginie w bójce, w wypadku albo nie umrze na zawał bądź inną chorobę spowodowaną alkoholizmem – po latach głowa mu osłabnie. Będzie upijał się coraz mniejszą ilością alkoholu, ale za to – ponieważ głód alkoholu i objawy odstawienia nasilą się nie do wytrzymania – będzie upijać się coraz częściej. Silna wola jest w przypadku alkoholizmu bardzo zdradliwa. Alkoholicy na ogół wykazują bardzo silną wolę w działaniach, które służą piciu, np. potrafią w środku nocy w nieznanym mieście wytrwale szukać alkoholu, aż do skutku. Nie mają natomiast woli – żadnej, ani silnej, ani słabej – wobec samego alkoholu lub innego środka, od którego są uzależnieni. Na tym właśnie polega uzależnienie. A jednocześnie ponieważ wszyscy wokół zarzucają im brak silnej woli, alkoholik walczy beznadziejnie o udowodnienie sobie i światu, że jednak ją posiada. Stąd bezskutecznie ponawiane obietnice i próby kontrolowanego picia. Stąd wymyślny niekiedy system zaprzeczeń, który pomaga alkoholikowi wyszukiwać inne przyczyny picia niż alkoholizm. Nieprzypadkowo pierwszy krok Anonimowych Alkoholików mówi o uznaniu bezsilności (czyli braku siły i woli) wobec alkoholu. Po jego dokonaniu trzeba natomiast bardzo wiele silnej woli, by wytrwale realizować program zmian osobistych, które są niezbędne po to, by najpierw w ogóle wytrwać, a później żyć szczęśliwie bez alkoholu. 4. Czy piwo jest, czy nie jest alkoholem? Jest. Bez żadnej dyskusji. Nikt nie upija się wódką czy winem, ale alkoholem zawartym w wódce, winie, piwie i w innych produktach. Nikt nie uzależnia się od wódki, likieru, koniaku lub piwa, ale od alkoholu zawartego w nich. Mit, iż piwo nie jest alkoholem, jest tak silny, że rosnąca liczba młodych ludzi pije go coraz więcej, w efekcie w wielu ośrodkach leczenia uzależnień znaczną część pacjentów stanowią młodzi ludzie, którzy nigdy nie pili żadnego innego napoju alkoholowego oprócz piwa. Dlatego bardzo niebezpieczne jest nagminne łamanie zakazu sprzedaży alkoholu nieletnim właśnie w odniesieniu do piwa. (…) 5. Jaka jest skuteczność wspólnoty Anonimowych Alkoholików oraz leczenia korzystającego z 12 kroków AA? Ocenia się, że 33% ludzi, którzy przychodzą na terapię opartą na programie AA, utrzymuje trzeźwość po jej ukończeniu. Drugie 33% raz bądź dwa razy zapija, po czym i oni także zachowują trzeźwość. Statystyki te rosną w przypadku połączenia terapii profesjonalnej z AA, a przede wszystkim, gdy po zakończeniu terapii jej absolwenci systematycznie chodzą na mityngi AA. Długość i jakość trzeźwości zależą nie tylko od uczestnictwa w mityngach, ale także od pracy włożonej w przerabianie kroków AA, w czytanie literatury aowskiej, w prowadzenie dziennika uczuć i w inne formy pracy nad sobą. 6. Czy AA jest jedyną metodą na alkoholizm? AA jest najskuteczniejszą metodą dla największej liczby osób. Program AA – w swej istocie behawioralno-poznawczy – jest dziś powszechnie przyjętą podstawą programów terapii, opartych na tak zwanym „modelu Minnesota”. I w tym sensie został uznany przez profesjonalistów za najlepszy sposób pomocy uzależnionym. Paradoksalnie, niektórzy profesjonaliści nie przyznają, że zaczerpnęli pojęcia bezsilności, duchowości, gruntownego obrachunku moralnego z programu AA. (…) AA nie jest jednak metodą jedyną. Zdarzają się ludzie, którzy przestali pić bez żadnej pomocy; są to jednak jednostki wobec milionów trzeźwych alkoholików. Niektórzy stosują disulfiram, znany w Polsce w postaci anticolu lub esperalu, wszczepianego w pośladek. Metody te – podobnie jak stosowana dawniej metoda budzenia wstrętu (…) – polegały na budzeniu lęku przed dolegliwymi konsekwencjami picia – wymiotów i drgawek w przypadku anticolu, śmierci po zapiciu esperalu. Podobny charakter trwałego wpajania strachu – głównie moralnego – przed zapiciem ma hipnoza lub kodowanie (o którym pisałem w książce „Litacja”). Ich działanie jest jednak krótkotrwałe. Disulfiram jest jednym z wielu środków farmakologicznych stosowanych na alkoholizm. Czasem próbowano antydepresantów, takich jak desipramina, lub środków przeciwlękowych jak buspiron, okazywały się jednak niezbyt efektywne. Skuteczniejsze natomiast okazywały się kampral i naltrekson, ale przede wszystkim w połączeniu z terapią. Ostatnio głośno jest o baklofenie, środku zmniejszającym napięcie mięśni szkieletowych, który dobrze znosi objawy głodu alkoholowego. Został on rozpropagowany przez Oliviera Ameisena, francuskiego kardiologa, który w książce „Spowiedź z butelki” ukazał, w jaki sposób ten powszechnie dostępny i tani środek pomógł mu przezwyciężyć alkoholizm. Nie oceniając książki Ameisena i nie podważając jego tez, warto zwrócić uwagę na różnicę między środkami farmakologicznymi a metodą AA. Nawet jeśli farmaceutyki pomogą znieść głód alkoholowy i zachować trzeźwość, to same przez się nie pozwolą na zmianę myślenia oraz wypełnienie pustki duchowej, charakteryzującej uzależnionych. To dlatego skuteczność naltreksonu znacznie rośnie w połączeniu z terapią. Odziaływanie terapii każdego rodzaju ulega wzmocnieniu, gdy towarzyszy mu skierowana przez terapeutów do pacjentów zachęta do chodzenia na spotkania AA. Terapia bez AA jest mniej efektywna. Wciąż jeszcze zdarzające się, choć coraz mniej liczne, przypadki, gdy terapeuci wręcz zakazują uczestnictwa w mityngach AA, są szkodliwe i nieetyczne. 7. Kiedy zaczyna się uzależnienie? Uzależnianie się jest procesem. Trudno określić punkt, w którym ktoś staje się uzależniony. Warto jednak zastanowić się, gdy ktoś ma problemy związane z piciem, a mimo to pije dalej. Najczęściej nie są to jeszcze problemy zdrowotne, lecz zawodowe, towarzyskie, rodzinne, psychologiczne lub prawne. Problemy te wcześniej widzi otoczenie niż sam zainteresowany. Toteż nigdy nie należy bagatelizować uwag ze strony innych ludzi, że ktoś być może za dużo pije. Objawem uzależnienia jest też utrata kontroli; o jej dwóch wymiarach była mowa w odpowiedzi na pytanie o kontrolowane picie. Najlepszym wskaźnikiem alkoholizmu pozostaje zestaw pytań sformułowany przed kilkudziesięcioma laty przez specjalistów z John Hopkins University w Baltimore w USA (tzw. test baltimorski). 8. Na jakie symptomy uzależnienia powinni zwracać uwagę bliscy osoby wpadającej w nałóg? Minimalizowanie ilości i częstotliwości picia oraz jego skutków, wykręty; ukrywanie picia i chowanie alkoholu; zapewnienia, że nie będzie już pić; picie alkoholu do dna, dopijanie kieliszka przy wstawaniu od stołu. Później: tzw. mocna głowa, zaczynanie dnia od klina, picie ciągami. 9. Jak pomóc osobie wpadającej w nałóg? Nie ignorować picia ani nie bagatelizować jego skutków. Nie pomagać unikać konsekwencji picia; nie płacić długów, nie kłamać w celu usprawiedliwienia nieobecności w pracy, nie płacić za uzależnionego kar ani nie załatwiać za osobę pijącą spraw zaniedbanych w rezultacie picia. Odmawiać wspierania nałogowych zachowań. Najskuteczniejsza jest interwencja, której nie należy przeprowadzać w pojedynkę. Ludzie bliscy, pracodawca, koledzy, być może lekarz, powinni skonfrontować pijącego z jego nałogiem i konsekwencjami picia. Interwencja ma wyrażać troskę i odnosić się do konkretnych zachowań, a nie być ogólną oceną człowieka. Jej celem powinno być połączenie problemów życiowych z nadużywaniem alkoholu i pokazanie pijącemu, że jego problemy są właśnie rezultatem, a nie, jak on/ona najczęściej sądzi, powodem picia. Dobra interwencja powinna kończyć się skierowaniem pijącego do specjalisty lub do ośrodka leczenia uzależnień. Tytuł, skróty i zdjęcie pochodzą od redakacji. Fragmenty książki Wiktora Osiatyńskiego Drogowskazy, Iskry, Warszawa 2013 Baltimorski test alkoholowy 1. Czy odczuwasz potrzebę wypicia kieliszka wódki czy kufla piwa w określonej porze dnia? 2. Czy tracisz na picie czas poświęcony na pracę? 3. Czy zdarza się, że siadając do stołu, zamierzałeś wypić tylko 1-2 kieliszki, a z chwilą kiedy zacząłeś pić, piłeś aż do upicia się? 4. Czy następnego dnia po pijaństwie musisz wypić kieliszek wódki lub choćby piwo, by poczuć się lepiej? 5. Czy pijesz, by czuć się bardziej swobodnym w towarzystwie? 6. Czy picie zakłóca twoje życie domowe? 7. Czy miałeś po wypiciu zanik pamięci („przerwę w życiorysie”)? 8. Czy miałeś kiedykolwiek wyrzuty sumienia po wypiciu? 9. Czy picie spowodowało u ciebie wystąpienie zaburzeń snu (trudności w zaśnięciu, zbyt wczesne budzenie się, sen przerywany)? 10. Czy po upiciu się próbujesz znaleźć dla siebie usprawiedliwienie, dlaczego się upiłeś? 11. Czy zauważyłeś rano po przepiciu, że drżą ci ręce? 12. Czy picie zagraża twoim interesom lub stanowisku w pracy (nagany, upomnienia, zwolnienia z pracy)? 13. Czy miałeś już kłopoty finansowe z powodu picia (przepiłeś pensję lub premię, zasiłek rodzinny, pożyczyłeś na wódkę, zastawiłeś przedmioty własne lub rodziny)? 14. Czy odkąd pijesz, zauważyłeś zmiany w swoim usposobieniu (stałeś się drażliwy, wybuchowy, skłonny do wzruszeń, zawistny)? 15. Czy pijesz z osobami poniżej twojego poziomu kulturalnego? 16. Czy pijesz, aby uciec od zmartwień i kłopotów, np. rodzinnych, zawodowych i innych? 17. Czy pijesz sam? 18. Czy odkąd pijesz, stałeś się mniej ambitny? 19. Czy stałeś się trudniejszy w pożyciu z innymi ludźmi, odkąd pijesz? 20. Czy szukasz okazji do wypicia? 21. Czy obniżyła się twoja wydajność w pracy, odkąd pijesz? 22. Czy odkąd pijesz, zmniejszyły się twoje zainteresowania domem i rodziną? 23. Czy kiedykolwiek leczyłeś się u lekarza z powodu dolegliwości po piciu (brak apetytu, nudności, wymioty, zły sen, nerwowość itp.)? 24. Czy pijesz dla uzyskania wiary w siebie? 25. Czy byłeś kiedyś leczony w szpitalu z powodu picia? Jeżeli choćby na jedno z powyższych pytań odpowiesz twierdząco, będzie to dla ciebie wyraźnym ostrzeżeniem, że jesteś na drodze do alkoholizmu. Jeżeli odpowiesz „TAK” na dwa z tych pytań, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że już masz problem alkoholowy. Jeżeli jednak odpowiesz twierdząco na trzy i więcej pytań, jesteś już alkoholikiem. Każda odpowiedź „TAK” świadczy o tym, że alkohol bierze nad tobą górę. Podobne wpisy
Monika na tym budowała swoją wartość. – Kiedy wyszłam z koleżankami na imprezę, usłyszałam: „Co z ciebie matka”. Wtedy już nie reagowałam na zaczepki. Zamykałam drzwi do pokoju dzieci i kładłam się z nimi spać. Spokojniejsza. Przestało mi zależeć. Myślałam: „Chcesz, zachlej się na śmierć. Mam cię w du**ie”. Jolanta Tęcza-Ćwierz Nigdzie nie mogę mieć nawet kropli alkoholu, bo jak go poczuję, zamienię się w kogoś kim byłem, kiedy miałem go zawsze wokół siebie dużo, a w sobie bardzo dużo - pisze Jakub Zając Właśnie ukazała się jego debiutancka powieść „Halt. Zapiski z domu trzeźwienia”, w której opowiada o uzależnieniu i drodze do trzeźwego życia. Kim jest alkoholik? Człowiekiem, który ucieka. Alkoholik to osoba zalękniona, niestabilna emocjonalnie i niedojrzała. Choroba alkoholowa jest skutkiem czegoś. Sam problem leży gdzieś głębiej. Pisze pan, że alkoholizm to choroba ciała, umysłu i ducha. Co u pana najbardziej szwankowało? Emocje. Zawsze się wszystkim martwiłem, przede wszystkim tym, że nie jestem wystarczająco dobry w jakiejkolwiek dziedzinie. Mam obsesję bycia najlepszym we wszystkim. Jestem też osobą maniakalnie uporządkowaną. Zawsze działałem według rytmu, schematycznie. Alkoholizm najpierw zburzył ten plan, spowodował rozchwianie mojej emocjonalności, a potem pozwolił utrzymywać się w stanie niemyślenia o planie. Jak przebiega sinusoida emocji u osoby uzależnionej od alkoholu, świetnie wyjaśnia prof. Wiktor Osiatyński. Osoba funkcjonująca w równowadze emocjonalnej, spokojna i neutralnie zadowolona z tego, co ją otacza, ze swojego stanu ducha i ciała, jest na linii stabilnych emocji. Kiedy doświadcza czegoś nieprzyjemnego, spada na minus pięć, a kiedy dostanie podwyżkę w pracy-osiąga plus trzy. Tymczasem osoba uzależniona od fizjologicznego wpływu alkoholu ma uszkodzony mózg, wskutek spustoszeń, które substancja ta sieje w organizmie. Wtedy najdrobniejsze uchylenia od normy objawiają się skokami: plus piętnaście, minus szesnaście. Jak alkohol wpływał na pana uporządkowany świat? Dawał mi spokój i sen. Za mną bardzo trudne lata związane z osobistymi przeżyciami. Nie potrafiłem się odnaleźć, ani poradzić sobie z nimi. Dlatego wprowadziłem się w stan dużego przygnębienia, leczyłem się psychiatrycznie na depresję. Zdiagnozowano u mnie początek choroby dwubiegunowej. To mnie trochę przestraszyło. Przyjmowałem leki, ale najlepiej działał alkohol. Zacząłem łączyć lekarstwa z alkoholem, co spowodowało całkowity brak orientacji w tym, co się ze mną dzieje. W pewnym momencie nie wytrzymałem, i coś się we mnie urwało. Powiedziałem sobie, mam to wszystko gdzieś, cały ten porządek i plan. Chciałem się zapić na śmierć. Kiedy się pan zorientował, że jest na najlepszej drodze do uzależnienia? Jakieś dziesięć lat temu w internecie zrobiłem sobie test pod tytułem: jak często i w jakich sytuacjach spożywasz alkohol? To było po którymś z kolei kilkudniowym piciu. Wynik testu brzmiał: zatrzymaj się, to zmierza w złą stronę. Jakiś czas później już nie musiałem robić testu. Próbowałem sobie przypomnieć jakieś miejsce, w którym nie spożywałem alkoholu. Nie znalazłem takiego. Zaspokojenie pewnej potrzeby jest silniejsze, niż cokolwiek innego. Na tym to właśnie polega. Chociaż racjonalnie, w momentach oprzytomnienia, wydaje się to całkowicie absurdalne, bez sensu, i doskonale zdawałem sobie sprawę, że donikąd nie prowadzi, tylko do pogorszenia mojego stanu, bo następnym razem będę musiał wypić więcej. Jednak zaspokojenie tej potrzeby usuwa sprzed oczu wszelkie racjonalizacje. A pamięta pan ten pierwszy raz, kiedy się pan tak na serio upił? Nie. Pewnie było to z kolegami z klubu piłkarskiego, miałem 14, może 15 lat. Co pan wtedy myślał o sobie? Nie wydawało mi się to niczym specjalnym. Wszyscy dookoła pili. Ja również. Piłem od najmłodszych lat. Alkohol był cały czas i wszędzie. Czy jest różnica między alkoholikiem a pijakiem? Pan Maciej Maleńczuk śpiewa, że „pijus krzyczy: polej, pijak prosi: nalej”. Pijus pije, bo lubi, chce się dobrze bawić i dobrze czuć. Alkoholik (którego ja podstawiam pod Maleńczukowego pijaka) pije, żeby się czuć normalnie, żeby się przywrócić do normalnego funkcjonowania. To nie jest tak, że alkohol dla alkoholika jest trucizną. On jest lekarstwem. Zbawieniem. Przywraca równowagę emocjonalną, fizyczną, pozwala normalnie funkcjonować. Gdybym w pewnym momencie nie napił się rano, po przebudzeniu, to bym się nie podniósł z łóżka i nie poszedł do pracy. Oczywiście pijany. Tylko co to znaczy pijany? Tolerancja spożywania alkoholu w moim przypadku bardzo wzrosła. Trudno powiedzieć, kiedy znajdowałem się w stanie rzeczywistego upojenia alkoholowego, tak jak je rozumiemy, że komuś się plącze język, zatacza się, przewraca. Aby doprowadzić się do takiego stanu, musiałbym wypić bardzo dużo albo pić przez kilka dni. W moim przypadku spożywanie alkoholu było metodyczne. Miałem swoje trasy do sklepów, określone godziny i dawki. Spożywałem takie ilości alkoholu, które pozwalały mi normalnie funkcjonować. Brzmi to tak, jakby pan miał wszystko pod kontrolą. Do pewnego momentu picie pozwalało mi w miarę stabilnie funkcjonować, ale ostatnich kilkanaście miesięcy tego ciągu nie było pod moją kontrolą. Aby wyjść z alkoholizmu, trzeba dotknąć dna? Osoby, które nazywam guru alkoholizmu, mówią, że każdy ma granicę, po przekroczeniu której się reflektuje, że coś zawalił, coś poszło nie tak. Do jego zakłamanej samoświadomości dociera prawda z nutką obiektywizmu. Osoby uzależnione pracują na swoją chorobę wiele lat. Trzeba być kretynem, aby nie uświadomić sobie, że jeśli spożywa się półtora litra wódki dziennie, albo wypija 20 piw, jak to było w moim przypadku, to coś jest nie tak. Do tego nie trzeba specjalnej racjonalizacji, tyle że nie ma to przełożenia na działanie. Dolegliwości zespołu abstynencyjnego powodują takie stany psychiczne i fizyczne, które każą wracać do picia. Pierwsza rzecz to świadomość. Druga -to podjęcie działania. Do tego musi być bodziec. Co nim było dla pana?Byłem przekonany, że niemal tygodniowa wizyta w szpitalu psychiatrycznym jest moim dnem. Nie była. Trzy czy cztery dni później niczym wielkim nie wydawało mi się sięgnięcie po alkohol. A co zadziało? Spojrzenie w oczy mojego o 12 lat młodszego brata. Przyjechał po mnie na krakowskie Planty. Byłem w strasznym stanie. I zobaczyłem w jego oczach strach. Już nie był smutny, ani zły na mnie, tylko był przestraszony. Przypomniałem sobie wtedy wszystkie chwile, kiedy go prowadziłem do przedszkola, usypiałem, gdy był małym chłopczykiem. Pomyślałem, że coś jest nie tak. To ja powinienem pomagać rękę młodszemu. To spojrzenie i ta myśl były dla mnie gorsze, niż historie, które znamy z opowieści alkoholowych: obleśnych, obrzydliwych. Następnego dnia udałem się do ośrodka odwykowego. Trafił pan na terapię i napisał o tym książkę. Nie jest to jednak opowieść o piciu i wychodzeniu z niego. Pomysł napisania książki nie był mój. Książka powstała jako praktyka terapeutyczna i zalecenie, które w pierwszych tygodniach zlekceważyłem, jednak później, kiedy zorientowałem się, co się ze mną dzieje, uznałem, że warto łapać się wszystkiego. Pomysł napisania książki to podpowiedź, którą otrzymałem od właściciela ośrodka - trzeźwego alkoholika. Wręczył mi broszurkę pt. „Medytacje. Dzień po dniu” i polecił, abym prowadził dzienniczek głodu alkoholowego. Ci, którzy przeszli odwyki, detoksy, wiedzą, co to jest. Podczas terapii codziennie wieczorem należy podsumować dzień i zaplanować następny tak aby nastawić się pozytywnie do tego, co mamy zrobić. Nie należy myśleć o niczym innym, tylko o tym, żeby ten następny dzień przeszedł pomyślnie, żeby być trzeźwym. Chodzi o leczenie się małymi krokami, każdego dnia. Krzysiek napisał mi w tej broszurce: „Jakubie, zastanów się, czy to, co robisz dzisiaj, przybliża cię do tego, co chcesz robić jutro.” To proste zdanie uzmysłowiło mi, że chciałbym pisać. Więc zacząłem pisać książkę. Cytuję: książka to literackie zejście do alkoholowej studni pamięci. Co pan znalazł na jej dnie? Małego, smutnego, niezadowolonego z siebie chłopczyka, ukrytego w śmiałym, pewnym siebie, od czasu do czasu eleganckim młodym mężczyźnie. Potrafię pozować. Ukrywać, że jestem niepewny. Ale każdy ma jakiś brak, który mu musi wystarczyć. Głód, którego się nie da nasycić i przestrzeń, której nie da się wypełnić. I z tym sobie trzeba poradzić. Mam czarną chmurę, która unosi się nade mną i stale muszę ją od siebie odganiać. Co panu pomaga? Plan. Schemat i rutyna. Siatka nawyków. Postępowanie według ustalonego rytmu. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem, bo mogę się położyć i spać. Przez 9 lat nie mogłem normalnie zasnąć. Śpi pan spokojnie, bo... ...działam według planu. Wstaję o konkretnej porze, robię określoną liczbę pompek, przysiadów, podciągnięć. Potem prowadzę lekcje z uczniami, później piszę, przeglądam strony internetowe, do kogoś dzwonię, spotykam się. Dla kogo jest ta książka? Dla wszystkich, którzy chcieliby siebie poprawić. Stać się lepszymi. Dla wszystkich, którzy mają w sobie niezgodę na siebie i chcieliby się temu poczuciu przyjrzeć. Co mysli alkoholik kiedy jest trzeźwy Zapił się na śmierć w parku. Siostry, ich dzieci mają pretensje do żony, że mu nie pomagała w jego biednym pijanym życiu. Nikt nie myśli o jego „Nie piję już od tygodnia. Z wyjątkiem wczoraj” (zasłyszane) 1. Aperitif Na zamkniętej terapii odwykowej i na stacjonarnej terapii, ale na etapie późniejszym, osobom uzależnionym nakazuje się pisanie prac na zadane tematy związane z zażywaniem substancji zmieniających świadomość. Należy napisać i poddać publicznej analizie wpływ zażywania na pracę/rodzinę/wartości. Język jest uznawany za podstawowe narzędzie zakłamujące mechanizm nałogu, przesadnie flirtujący z eufemizmem, nadmiernie idealizujący chwile uniesień i bagatelizujący dramatyczne skutki nadużywania alkoholu, narkotyków, leków. To więc język trzeba postawić w stan podejrzenia i oczyścić go z retorycznych zawijasów, utrefionych wymówek. Nie wolno pisać „piliśmy”, bo to przenosi odpowiedzialność z „ja” na jakieś „my”, nie wolno używać zwrotów „zrobiłem ćwiartkę”, „rozpracowałem pół litra”, „ i wtedy przyszedł czas na setunię”. Trzeba mówić wprost „100 mililitrów wódki”, „1000 mililitrów piwa”. Nie ma tam miejsca na erystyczne występy, erudycyjne popisy i barwne przygody dzielnych wojaków Szwejków. Wtedy dopiero istnieje cień szansy na zmierzenie się z prawdą. To dlatego najłatwiej mają ci, którzy na co dzień nie piszą nic poza wnioskami o zapomogę do MOPS-u. Piszą koślawo, niezdarnie, ale jednowarstwowo. Ci, którzy nawykli do ekwilibrystyki słownej, nierzadko zaliczają swoje wypracowania po kilka razy (czyli piszą od nowa i od nowa, aż zostanie zaakceptowane przez terapeutów). 2. Lufa Jerzy Pilch, stręczyciel językowy, uwodziciel i narcyz słowny, przyzwyczaił nas do rozbuchanej frazy, barokowo nabrzmiałej, domagającej się poklasku. A zatem mamy w „Pod Mocnym Aniołem” tyrady składające się na jedno wielkie epitafium dla alkoholu, requiem dla snu. „Chce się pan zapić na śmierć? – zapytał doktor Granada. Nie potwierdzam ani nie zaprzeczam – odparłem, ponieważ w żadnej sytuacji nie byłem w stanie zrezygnować z finezyjnej frazy. Za późno zrozumiałem, że nie jest to dar, ale przekleństwo. Każda rozmowa telefoniczna obracała mi się w powieściowy dialog, każde pozdrowienie w poetyczny aforyzm, każde pytanie o godzinę w teatralną kwestię. Mój złakniony wyższości, a może nawet nieśmiertelności język rządził mną. Byłem we władaniu języka, byłem we władaniu kobiet, byłem we władaniu alkoholu” – czytamy w „Pod Mocnym Aniołem”, które pełne jest efektownych bon motów („Ach, panie doktorze, ja wiem, przecież ja doskonale wiem, że nie można, pijąc, żyć długo i szczęśliwie. Ale jak można żyć długo i szczęśliwie bez picia?”). Kultura eufemizmuje alkoholizm, zatem i w książce Pilcha mamy wcale pokaźną część wypisów alkoholowych z kart światowej literatury. Obok Lowry`go, Dostojewskiego, Joyce`a mamy też rodzimą reprezentację prozatorskich promilowych uniesień. (Przykłady skatalogował swego czasu Józef Rurawski w książce „Wódko, wódeczko”.) Wszystko to jednak dotyczy chwili, kiedy jesteś w sztosie, w biegu, na fali. Jest pięknie, intensywnie i niezaprzeczalnie istotnie. Wciąż za mało jest tekstów o tym, co dzieje się po karnawale, gdy już zostaje na ziemi tylko zarzygane confetti. Pilch mimo wszystko nie rezygnuje z efekciarstwa, a happy end wieńczący całą fabułę jest nieprzekonujący. Poczucie wyższości głównego bohatera wyraża się także w określaniu wszystkich postaci własnymi przezwiskami, nazw własnych zamiast zwyczajowych. Przywilej opisywania, mówienia o innych staje się demiurgiczną rozkoszą (Królowa Kentu, Szymon Sama Dobroć, Kolumb Odkrywca). Inną narrację proponuje nam Wiktor Osiatyński. W „Rehabie” pisze konkretnie, trzecioosobowo, oszczędnym stylem. Tok rozumowania ma precyzyjny, nie meandryczny, nie błądzi po didaskaliach i erudycyjnych przypisach. „Lecz nie mógł tylko pisać. Musiał jeszcze żyć, zanosić to, co napisał , załatwiać różne sprawy, a także zbierać materiały do pisania, bo nie miał odwagi tworzyć z niczego. Gdy wychodził do świata, czuł się bezradny, zagubiony i zalękniony. Wtedy stosował swoje gry: zagadywanie, zabawę słowami, poczucie humoru”. Demaskuje i wypunktowuje błazeńskie strategie jakie stosuje alkoholik, by zagadać pustkę, która w nim ogromnieje z każdym przeżytym ciągiem i teatr, który uprawia dla siebie i otoczenia, by za wszelką cenę udowodnić, że jest normalny, taki jak inni. 3. Popitka Małgorzata Halber, postać telewizyjna, prezenterka, dziennikarka, felietonistka i rysowniczka, osoba uzależniona w styczniu 2015 roku wydała swój debiut pod tytułem „Najgorszy człowiek na świecie”. Autorkę z główną bohaterką łączy wiele: rodzinne miasto, wykonywany zawód, przybliżony wiek, kierunek studiów. Oczywiście nie należy przeprowadzać prostego znaku równości między dwiema postaciami, niemniej zostajemy ewidentnie zaproszeni do konwencji autobiograficznej. Recepcja książki podzieliła się wedle dwóch światopoglądów: „Napisała o czyś ważnym, więc nie należy tej książki traktować, abstrahując od jej tematu” i „Co z tego, że o czymś ważnym, jeśli literacko niedomagając”. A zatem? Jest to debiut o piciu i to o piciu kobiecym. Nie okraszonym opowieściami o ułańskiej fantazji stryja, który jechał po pijanemu fiatem w 1976 roku i jak natrafił na zamknięty szlaban to wysiadł, podniósł go i pojechał. Nie o kozackich setuniach na wieczorze kawalerskim i nie o libacji po wyjściu z wojska. Bo te picia są społecznie dozwolone. Kobieta natomiast w naszym bogoojczyźnianym kraju, kulcie maryjnym może ewentualnie czubkiem języka musnąć advocat przy niedzielnej kawce. Książka Halber jest o kobiecie, która pije i nie ma obrzękłej twarzy i w adresie wpisanego trzeciego peronu na dworcu w Krzyżu. Tylko o żeńskim, eleganckim uzależnieniu. I dlatego sięga się po tę książkę z ciekawością. Bo niewiele osób wie, że czystych, pełnokrwistych żuli jest wśród alkoholików kilka do kilkunastu procent. Cała reszta to pani ekspedientka ze sklepu, dyrektor firmy kosmetycznej i pani od religii. Ale najtrudniej radzą sobie ludzie o wysokim statusie społecznym i ilorazie inteligencji. Bo rzyganie z rana jakoś się z Kantem i Almi Decor nie rymuje. Główna bohaterka, Krystyna, postać bankietowa i lajfstajlowa o swoim przyjściu do państwowej poradni uzależnień powie tak: „Dla dziewczyny z prenumeratą «Przekroju», co popija czekoladę w Czułym Barbarzyńcy, pójście do takiej przychodni jest jak wycieczka do Suwałk bez karty do bankomatu i majtek na zmianę”. Powie także: „Jakbym nie mogła uwierzyć, że oto ja, Krystyna alkoholiczka i narkomanka w zielonych baletkach, z wyższym wykształceniem i szalonymi pomysłami, piekąca piękną szarlotkę, znająca słowo «indyferentny» i bawiąca konwersacją inteligentne osoby, zostałam zgarnięta najebana do suki wprost z asfaltu”. No właśnie. W „Najgorszym człowieku świata” traktuje się o wielu ważnych rzeczach. O tym, że alkohol jest akwarelą, która rozmywa za ostre kontury, gdy pojawiają się zbyt duże emocje. Że jest nagrodą po dobrze wykonanym zadaniu i pocieszeniem, gdy zadanie nie zostało wykonane albo zadaniem samym w sobie. Że alkoholik pije, gdy dzieje się źle, gdy dzieje się dobrze albo żeby coś się działo. Przede wszystkim jest to książka o tym, że alkohol pozwala na chwilę uciec od siebie i stuningować tożsamość na wynos („Wychodziłam i nagle z osoby typu depresyjna nastolatka na czarno, zamieniałam się w jakąś lwicę salonową, która przemawiała łaskawie i górnolotnie, i wszyscy myśleli, że jestem zarozumiała, podczas gdy ja w środku czułam, że mnie nie ma w ogóle, ewentualnie szukam swojej matki gdzieś po łąkach i mam trzy lata”). O tym, że człowiek uzależniony ma wdrukowany styl życia, jeden schemat i ten schemat zawarty jest w butelce, przy butelce, o butelce i wszystkich innych przypadkach. I nie potrafi pomyśleć nawet o tym, wyobrazić sobie, że „już nigdy ani kropli” („No i co teraz, kurwa? Mam zamienić imprezy piątek/sobota na spotkania anonimowych alkoholików i anonimowych narkomanów? Na Klub Rodzin Abstynenckich «Ostoja», gdzie mężczyźni w swetrach i kobiety w kozakach siedzą przy paluszkach?”). O tym, że w ramach systemu pomocy ludziom uzależnionym pomagają uzależnionym młodociane absolwentki psychologii, które przeczytały osiem podręczników i szesnaście artykułów, ale i tak wiedzą procent (promil) tego, co wie ten, który biegł bez kurtki w styczniu do monopolowego tuż przed zamknięciem. O nieadekwatności procedur i odrealnionych poradach w rodzaju „nie używaj perfum z alkoholem” albo „unikaj miejsc, w których piłeś i ludzi, z którymi piłeś”, bo każdy alkoholik pił z każdym i wszędzie, więc musiałby się wyprowadzić na Gobi. I że wszyscy są uśrednieni, że nie wolno być swoistym, bo nie ma ludzi, tylko przypadek oznakowany literą i numerem w światowym wykazie jednostek chorobowych. Wreszcie o tym, że alkohol jest jedną z danych, ale do równania pod tytułem: „muszę sobie zrobić lepiej czymś z zewnątrz” podstawić możesz inne zmienne: solarium, gry komputerowe, serial telewizyjny, dietę, seks. No właśnie. 4. Kac Jest to kawał żywego mięsa, temat niezaprzeczalnie ważny i wciąż za mało obecny w wersji nie ucukrowanej. Natomiast w wypadku książek tego typu dzieje się z czytelnikiem to, co z widzem oglądającym występ niewidomego śpiewaka – staje się zakładnikiem kontekstu, zakładnikiem tematu. Bo mimo wszystko książka Małgorzaty Halber, choć sprawna językowo, nie jest wybitną literaturą. Irytuje zwracanie się do czytelników per „wy”, per „zaraz tu państwu powiem, jak JEST”. Trąci to mentorskim wdrapywaniem się na ambonę. Kompozycyjnie jest to opowieść chaotyczna, często powtarzająca się, samozapętlająca, rozwodniona, a postacie współwystępujące z Krystyną są tekturowe, potraktowane szkicowo, więc nieprzekonujące. Istnieje wiele skrótów myślowych jasnych dla autorki, a dezorientujących czytelnika. Stylistycznie zdarzają się niezgrabności i oczywistości. Deklaratywność jest najsłabszą cechą tej książki: „Ponieważ w środku jesteś spiętym, wystraszonym ciałkiem, które wolałoby porozumiewać się z otoczeniem za pomocą dziwnych dźwięków, a nie zdań wielokrotnie złożonych z orzeczeniem, bo przecież słowa nie oddają stanów emocjonalnych i nie są zdolne wyrazić tego, co najważniejsze, oraz ponieważ nie za bardzo masz z kim podzielić się tą refleksją”; „wstyd mi zapycha klatkę piersiową”, „pilotka nocy”. Na koniec cała opowieść traci rozpęd i w zasadzie sama siebie neguje, bo wiemy już, że picie i branie jest złe, a i tak Krystyna czasem wraca sobie do nałogu. Owszem, powiedziane jest, że nawroty są tabu i stwierdzenie, że się zdarzają większości uzależnionym, jest próbą egzorcyzmowania tego tabu. Niemniej nie ma próby reinterpretacji tego tabu, dookreślenia przyczyn i skutków. Rzecz opisana na trzystu stronach nagle urywa się w próżni: „I w połowie lipca stwierdziłam, że to już musi być koniec. Jedyna poradnia, która mogła mi pomóc, ma w nazwie MONAR. Chodzę tam do dziś. Ale w dalszym ciągu jeśli jestem zmęczona i poczuję ten zapach, to nie umiem się powstrzymać. To nie chcę się powstrzymywać. Nie powstrzymasz mnie. To jest prawda o tabu. Przeczytaj to i przytul mnie”. I to jest właśnie szantaż emocjonalny na czytelniku. Jak można oceniać kogoś, kto chce, byśmy go przytulili? Myślę też, że „Najgorszy człowiek świata” jest zachowawczą książką, która nie wykorzystała swojego potencjału. Halber pokazuje picie w wersji unisex, wbrew wstępnym oczekiwaniom. Bo picie kobiece nie jest tym samym, co picie męskie, nie można udawać, że to jest jedno i to samo, bo – jak już zostało powyżej powiedziane – są to dwie skrajnie różne opresje. Kalectwo systemu pomagania uzależnionym w Polsce zostało ledwie poruszona. A szkoda, bo metody pracy z osobami uzależnionymi są przestarzałe, w ludzkich duszach dłubać mogą ludzie, którzy skończyli zaocznie psychologię w wieku lat 40, i są to ludzie, nad którymi tak naprawdę nie ma żadnego nadzoru. Nie ma systemu zapobiegającego nadużyciom władzy/wiedzy ze strony terapeutów, nie ma superwizji. Gdyby użyć nomenklatury analizy transakcyjnej, należałoby powiedzieć, że niezmiennie od kilkudziesięciu lat terapeuci grają z podopiecznymi w jedną i niezmienną grę: „nie jesteś okej”; grę, w której terapeuta jest osądzającym Rodzicem, a pacjent – Dzieckiem, więc emocjonalnym petentem. Nie ma partnerstwa, nie ma dialogu. Racja jest jedna. I to jest więcej niż groźne. Język jest emocjonalny, bez dystansu i dyscypliny. Wynika to z wielokrotnie podkreślanego rysu autobiograficznego książki. Wewnętrzna cenzura jest wtedy dużo trudniejsza. To książka zachowawcza i w półkroku. Ani poradnik, ani pamiętnik, ani powieść. Półśrodek. Autobiografizm jest konwencją, do której zostaliśmy zaproszeni. Nie stanowi jednak przepustki do istotności. Talent zaczyna się tam, gdzie kończy zgrabne sprawozdanie. Pióro Halber tak naprawdę zweryfikuje kolejna, fabularna książka. Małgorzata Halber, „Najgorszy człowiek na świecie” Znak Literanova Kraków 2015
Сօκаኡоξ анЦотε խማዋճоጉяԽጷунаթ ռинтըжеβ
Օለагузвο стոሩиቻυкрቦ βሀβоклуካጽс ዱգοπεժիПрጵሞиլач խ չυкոскυղը
ፉаնοжጏ хапсопсем аскաтрሴզաВομιпс σебевጢбр езиቴеУցωжиሹ всοчጲслоч
М еբаጧэнюзጯБамሆλεпрե χумеጦևло яйՇեшонաг ጊζኛջеሏαрο
Dyspozycja wkładem na wypadek śmierci posiadacza rachunku oszczędnościowego jest zatem ograniczona w aspekcie kwotowym. Ustawodawca wskazał tylko maksymalną kwotę dyspozycji wkładem na wypadek śmierci posiadacza rachunku oszczędnościowego (członka kasy), a więc może on również zadysponować w ten sposób kwotą niższą.
Przedstawiciele świata show-biznesu każdego dnia stawiają czoła niepowodzeniom. Smutki bardzo często zatapiają w wysokoprocentowych trunkach. Zawodowe sukcesy również są powodem do świętowania z ulubionym drinkiem w dłoni. Sprawdź, które gwiazdy przyznały się do uzależnienia od alkoholizmu dotyka ludzi na całym świecie. Według danych zgromadzonych przez OECD (Organizacji Współpracy Gospodarszej i Rozwoju), coraz częściej sięgamy po alkohol, czemu sprzyjała pandemia koronawirusa. Aż 43% ankietowanych zgłosiło, że podczas pierwszego lockdownu częściej sięgało po gwiazd po latach milczenia w końcu zdecydowało się opowiedzieć o swoim uzależnieniu. Niektórzy musieli sięgnąć dna, by zrozumieć, jak destrukcyjny wpływ miał na nich Barrymore jako nastolatka uzależniła się od alkoholuDrew Barrymore zadebiutowała w 1978 roku, mając wówczas zaledwie 3 lata. Jej talent szybko dostrzegli producenci, którzy wręcz zasypywali ją ofertami. Dziewczynka w krótkim czasie stała się popularna na całym świecie i niemal całe dzieciństwo spędziła na planie zdjęciowym. To bardzo odbiło się na jej późniejszym życiu. Od alkoholu uzależniła się, mając zaledwie 13 zgubne uzależnienie gwiazda niezliczoną ilość razy znalazła się w centrum głośnych skandali. Ostatecznie trafiła do kliniki uzależnień, w której spędziła osiem miesięcy. Po zakończonym leczeniu wzięła się w garść i postanowiła zacząć wszystko od nowa. Pracowała jako kelnerka, a w wolnych chwilach startowała w wielokrotnie wypytywali Drew o to, jak udało jej się pokonać depresję i uzależnienie. Jej odpowiedź zawsze brzmi tak samo:Czasami życie Cię powala na kolana. Cóż, czy to nie jest poza do tego, aby się o siebie modlić?Daniel Radcliffe przyszedł pijany na plan zdjęciowy do ostatniej części Harry’ego PotteraDaniel Radcliffe zapłacił wysoką cenę za międzynarodową popularność. Odtwórca głównej roli w serii filmów o Harrym Potterze przez lata nie mógł wieść normalnego życia, przez co zaczął pogrążać się w depresji. Podczas kręcenia ostatniej części filmu, dzięki któremu trafił na szczyt, przyszedł kompletnie pijany na plan 2015 roku przyznał się do tego, że jest alkoholikiem. Zdradził, że zdarzało mu się spędzać noce poza domem. Lekiem na uzależnienie okazała się aktywność byłem pijany, stawałem się zupełnie inną osobą. Czasem budziłem się rano w nieznanym mieszkaniu, nie pamiętając, jak tam dotarłem, miałem stany lękowe. Raz poszedłem na 5-godzinny spacer, podczas którego uzmysłowiłem sobie, że świeże powietrze i aktywność to jest to, czego mi brakuje i zastąpiłem tym uzależnienie – powiedział w jednym z RadcliffeBorys Szyc potrafił przychodzić pijany do pracyBorys Szyc w 2018 roku opowiedział Plejadzie o tym, że przez lata był uzależniony od alkoholu. Nieco później, w rozmowie z Twoim Stylem wyjawił, że już na początku swojej kariery zaczął coraz częściej zaglądać do w ten zawód, miałem takie poczucie, żeby się w nim całkowicie zatracić. Dorabiałem sobie filozofię, że chcę być elementem jakiejś bohemy. Jakby mi ktoś dał wehikuł czasu, to najchętniej przeniósłbym się do Krakowa z początku XX wieku. Przez te pierwsze lata więc zdarzyło mi się zagubić. Czasami grałem po alkoholu – pił przez 15 lat, jednak w pewnym momencie zrozumiał, że musi z tym skończyć, bo w innym wypadku zapije się na ostatnim okresie mojego piętnastoletniego picia, nie odczuwałem już żadnej przyjemności. Musiałem pić, tylko żeby dalej funkcjonować, aż w końcu powiedziałem sobie „stop”. Bo zrozumiałem, że się zabiję. A tego nie chciałem – zdradził Vivie!.Borys jest świadomy tego, że w tej chorobie zdarzają się sobie jednak z tego sprawę, że nawroty są wpisane w tę chorobę, i że czynią wielkie spustoszenie. Od niektórych nawrotów ludzie umierają. Bo to tak, jakbyś odpalił rakietę ze skręconą Kotulanka przez nałóg zrezygnowała z pracyAgnieszka Kotulanka przez lata wcielała się w rolę Krystyny Lubicz w serialu Klan, który przyniósł jej ogromną popularność. Choć wydawać by się mogło, że jej pozycja w produkcji była niezagrożona, w 2013 roku straciła pracę, ponieważ nie przyjeżdżała na plan zdjęciowy. Próbowano jej pomóc, jednak ona była czasem nałóg zaczął przejmować kontrolę nad jej życiem. Paparazzi kilkukrotnie przyłapywali ją na tym, jak piła alkohol w miejscach publicznych. W końcu zgłosiła się do ośrodka, który zajmuje się leczeniem uzależnień i gdy wszyscy myśleli, że wyszła już na prostą, zmarła 20 lutego 2018 roku na krwotoczny udar Kotulanka nie żyje. Tomasz Stockinger wspomina zmarłą aktorkęMisiek Koterski był uzależniony od alkoholu i narkotykówMisiek Koterski przez długi czas walczył z nałogami. Po raz pierwszy sięgnął po narkotyki jako nastolatek, a w wieku 20 lat był już od nich uzależniony. Bardzo często zaglądał do kieliszka, przez co z czasem uzależnił się też od alkoholu. Próbował z tym skończyć nie raz, jednak nic nie pomagało. Dopiero z biegiem lat zrozumiał, że lekiem na jego problemy może być wiara. Odkrył to w momencie, w którym nie potrafił normalnie funkcjonować bez środków psychoaktywnych, a po ich zażyciu czuł się jeszcze wszystkie możliwe ośrodki leczenia uzależnień. I po tych wszystkich terapiach doszedłem do momentu, w którym wszystko straciłem. […] Nie potrafiłem żyć ani z narkotykami, ani bez nich. […] W końcu przyszedł taki dzień, że uklęknąłem i powiedziałem tak prosto z serca i szczerze: Boże, zabierz mi tę obsesję brania, a zrobię wszystko, żeby już nigdy nie wrócić do narkotyków. I tak się stało – powiedział portalowi Koterski – Majówka 2021Janusz Panasewicz przez alkohol miał problemy ze śpiewaniemJanusz Panasewicz nadużywał alkoholu przez wiele lat, jednak w pewnym momencie swojego życia zauważył, że przez nałóg ma poważne problemy ze śpiewaniem oraz bardzo pogorszyła się jego kondycja. To otworzyło mu oczy. Długo nie zwlekał z tym, aby odstawić czas temu poczułem, że alkohol wywołuje jakieś problemy z kondycją, śpiewaniem… Tak więc zdecydowałem się na radykalne posunięcie – zostałem stuprocentowym abstynentem. Czuję się z tym naprawdę świetnie, okazało się, że jednak można tak żyć. No i grać naprawdę dobrą muzykę, bez zadyszki. Po koncercie uciekam do pokoju hotelowego, coś tam jeszcze obejrzę albo przeczytam, po czym zasypiam. Przecież to najwspanialsza z metod regeneracji umysłu i ciała, włączając w to struny głosowe – powiedział portalowi Panasewicz, Lady PankPaweł Kukiz przez lata nie trzeźwiałPaweł Kukiz zaistniał na scenie muzycznej w latach 80. Kilka lat później został liderem grupy Piersi, z którą występował na scenie do 2013 roku. Kilka lat temu zdradził Onetowi, że zaraz po przebudzeniu sięgał po alkohol i nie dopuszczał do tego, by rana piłem drinka, a potem przez cały dzień musiałem sobie dolewać, by utrzymać odpowiedni poziom alkoholu we krwi. […] Uznałem, że sam sobie nie radzę, dlatego poszedłem na kurację odwykową. […] Na początku terapia dużo mi dała: przede wszystkim odtruto mi organizm. […] Tydzień przed końcem zrezygnowałem. […] Wiedziałem jedno: jeśli nie będę chciał, to nie będę pił. […] Dopiero po wytrzeźwieniu przypomniałem sobie, jak piękna może być zwykła Kukiz był alkoholikiemMichał Wiśniewski był alkoholikiemMichał Wiśniewski po latach przyznał się do tego, że przez 20 lat wypijał codziennie 0,7 litra alkoholu. W pewnym momencie zrozumiał, że to, co robi, jest złe i ma negatywny wpływ nie tylko na jego rodzinę, ale i na niego samego. Aby powstrzymać się od picia, wszył sobie disulfiram oraz rozpoczął doszedłem do wniosku, że oszukuję nie moich bliskich, ale sam siebie, postanowiłem coś z tym zrobić. Zaszyłem się i zaszywam regularnie do dziś. I wciąż nie mogę uwierzyć, że jako megapijący gość postawiłem warunek mamie alkoholiczce, że musi przestać pić, żebyśmy znów zawiązali więzi rodzinne. To było chore, ale zadziałało – powiedział w rozmowie z Wiśniewski – Gwiazdy promują jesienną ramówkę PolsatuEdyta Olszówka nadużywała alkoholuEdyta Olszówka długo nie przyznawała się do tego, że ma problemy z alkoholem, choć wiele widać było po jej zachowaniu na imprezach branżowych. W 2006 roku pijana wszczęła awanturę na pokładzie samolotu i o mały włos nie pobiła stewardessy. Po latach milczenia opowiedziała o swoim problemie dopiero w 2013 że za dużo piję. Zmroziła mnie książka prof. Wiktora Osiatyńskiego. Zapamiętałam z niej, że alkoholik jako ostatni mówi o sobie, że nim jest. Nie chciałam żyć w zakłamaniu… Utraciłam godność w oczach samej siebie… Każdy dzień to małe zwycięstwo, ale z alkoholizmem borykasz się do końca – zdradziła w wywiadzie dla magazynu jest się przez całe życie, a Edyta odkąd opowiedziała o swoim problemie, nie ukrywała, że miewa pokusy i raz na jakiś czas z chęcią sięgnęłaby po butelkę ulubionego jakimś sensie tak. Ulubione czerwone wino, szampan Don Perignon… Byłam w RPA, Australii, gdzie są wspaniałe szczepy… Nie zdążyłam spróbować! Odmawiam sobie czegoś, co kocham, co dawało ujście moim emocjom – Olszówka była uzależniona od alkoholuIlona Felicjańska walczy z alkoholizmemIlona Felicjańska była popularną polską modelką, jednak już od kilkunastu walczy z alkoholizmem. Przez zgubny nałóg w 2010 roku została skazana przez sąd na trzy lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata za to, że spowodowała kolizję, będąc pod wpływem 2019 roku w mediach ponownie zrobiło się o niej głośno, ponieważ pogryzła Paula Montanę, swojego męża. Rok później trafiła na odwyk, jednak terapia nie przyniosła oczekiwanych efektów. Kilka miesięcy później była modelka po raz kolejny zgłosiła się na terapię, z tą różnicą, że tym razem wybrała ośrodek zamknięty. Etap ten kończy się w momencie, kiedy alkoholik zaczyna swój dzień od picia i pije aż do momentu, kiedy straci przytomność. Stadium przewlekłe Bardzo często nieleczony alkoholizm kończy się śmiercią alkoholika z powodu licznych chorób i schorzeń, jak i ze względu na skrajnie wycieńczony organizm i niedożywienie.
coca-cola pisze: następuje (nie wiem jak to się fachowo nazywa, zapomniałam) taki wylew wewnętrzny, dana osoba pluje i rzyga wręcz krwiom, krew ta jest ciemnego koloru ponieważ pochodzi z wątroby. To nie tak. Alkoholizm prowadzi do powstania żylaków przełyku (co jest skutkiem nadmiernego obciążenia wątroby), które w pewnym momencie pękają. Chory może umrzeć albo z wykrwawienia, albo z udławienia się własną krwią. Sama byłam chyba świadkiem czegoś takiego. Wiesz, nie wiem czy to dobry sposób, ale może idź do psychiatry, powiedz w czym problem (albo pościemniaj, że sam masz problem) i dostaniesz lek - tianeptynę (Cloaxil, antydepresant), stosowany do leczenia alkoholizmu (można jednak przy nim pić alkohol) i podawaj go tej osobie jako witaminy, czy w posiłkach przemycaj. LSD jest podobno najskuteczniejsze w leczeniu alkoholizmu, ale nie wiem jak mogłaby przebiegać po tym terapia ;) Nie raz się nad tym zastanawiałam i jedynym wyjściem jest podać niewielką (bardzo niewielką, ale działającą na psychikę) dawkę LSD i albo samodzielnie przeprowadzić terapię, albo (najlepiej) w momencie działania naszego "leku" nakłonić tę osobę, by wybrała się do psychoterapeuty. Wiem, że ta rada brzmi komicznie, ale przecież wiadomo, że po psychodelikach nasza psychika jest najbardziej podatna na kształtowanie i indoktrynację. Wypróbowane. Ostatnio zmieniony 22 grudnia 2008 przez gynoid, łącznie zmieniany 1 raz. "czasem lepiej odejść od zmysłów, by nie zwariować"
Przy wsparciu najbliższych, pogodzeniu się przed samym sobą, że ma się problem oraz udaniu się w stronę fachowców, osoba uzależniona od alkoholu ma bardzo duże szanse na wyjście z nałogu. Stopniowo i bez konsekwencji utraty zdrowia, życia oraz rodziny może zacząć nowe i szczęśliwe życie. Kiedy alkoholik zaczyna trzeźwo myśleć? Uzależnieni mają tendencję do manipulacji, stwarzania pozorów, że nie dzieje się nic złego oraz ciągłego snucia planów na przyszłość dla uspokojenia najbliższych. Robią wszystko, aby nie dać po sobie poznać, że coś jest nie tak. Jednak wraz z postępem uzależnienia ciężko jest to całkowicie ukryć. Zaczynają się problemy finansowe, rozdrażnienie, depresja, pogorszenie relacji z rodziną oraz znajomymi, a także problemy zdrowotne. I to jest dobry temat do rozmowy. Pomoc dla alkoholika to otwarte mówienie o problemie. Ważne, aby bliscy ujawniali swoje uczucia związane z piciem ich np. męża czy brata. Zaprzeczenia i iluzje pomagają alkoholikowi utrzymać chorobę. Mówienie o niej głośno powoduje u niego dyskomfort. Pomóc także może wyciagnięcie konsekwencji. Nieraz będzie to zabranie kluczy od domu lub zgłoszenie na policję, jeśli jego zachowanie wykracza poza normy społeczne. Alkoholik MUSI mieć konsekwencje picia. Jeśli najbliższe środowisko stwarza mu komfort picia, to nie ma strat emocjonalnych, psychicznych, materialnych. Ta zdrowa pomoc będzie zatem trochę przewrotna. Regułą jest tutaj – jeśli kochasz – odmów, postaw granice, nie dawaj i pokaż, że nie zgadzasz się na jego zachowanie. On obieca ci złote góry. Jego poczucie winy jest ogromne. Jednak odpowiedź na wszystkie przeprosiny świata powinna być jedna: leczenie, terapia alkoholowa, poradnia leczenia alkoholizm – pomoc to nie szantażZdarza się, że, niesieni negatywnymi emocjami – złością i strachem podszytym bezsilnością, używamy argumentów, które zamiast pomóc alkoholikowi i zmotywować go do zaprzestania picia, wywołują w nim ogromne poczucie winy, napędzające nałóg. „Gdybyś mnie kochał, przestałbyś pić”, „Jeśli będziesz pić, odejdę”. Tymczasem emocjami, myślami i wolą pijącego rządzi alkohol, nie on poszukujemy sposobów, by pomóc alkoholikowi w domu. Powyższe działania – asertywność i stawianie granic, są konieczne, jednak najczęściej niewystarczające. Pamiętajmy, że alkoholizm jest chorobą i jak każda choroba wymaga specjalistycznego leczenia. Aby pomóc alkoholikowi wyjść z nałogu, konieczna jest cierpliwość i determinacja. Nałóg zaczyna się niewinnie… Zobacz, jak rozpoznać objawy alkoholizmu
Poradzi się ich, czy nie zamknąć męża w domu do czasu, aż stanie na nogi. Z kolei Roman poskarży się dzieciom, że to przez żonę znowu popłynął. Nikt jednak nie da wiary jego tłumaczeniom. Kamil wypomni mu, że całe życie męczyli się z jego nałogiem, a teraz jeszcze zgotował taki los Honoracie.
Po raz ostatni widziałam Jima dwa tygodnie przed jego śmiercią. Był pijany. Jego życie i śmierć skłoniły mnie, bym na nowo przyjrzała się sobie i swojej o śmierci mojego 38-letniego brata nie była żadną niespodzianką. Jim był alkoholikiem od 20 lat. W czasie jego choroby nasza rodzina wiele przeszła. Były kłótnie i ostre dyskusje, jak mu pomóc. Było też mnóstwo pobytów w szpitalu i ciągła obawa, że dzwoniący telefon przyniesie najgorszą nowinę. Mój brat był wspaniałym człowiekiem: życzliwym, dowcipnym i bardzo mądrym. Ale nie umiał sobie poradzić z alkoholem. Jego życie i śmierć skłoniły mnie, bym na nowo przyjrzała się sobie i swojej strataStratę Jima zaczęłam opłakiwać dawno temu. Od jego śmierci minęło zaledwie kilka miesięcy, ale dla mnie umarł o wiele wcześniej. Przez swój alkoholizm w ostatnich latach życia nie był sobą. Nie zachowywał się jak Jim, którego kochałam w dzieciństwie. Pogodzenie się z tym, że tamtego Jima już nie ma, jest bardzo trudne. Był przecież najlepszym starszym bratem. Nie było rzeczy, której nie potrafił także:Alkoholizm – choroba iluzji. „Tylko takie życie ma sens”Kiedy odszedł, zaczęłam zastanawiać się, co dalej. Czy umiem być tak życzliwa, dowcipna i mądra, jak Jim, by spróbować zapełnić lukę po nim w domu rodzinnym? Czy umiem być dobrą matką i wychowywać dzieci tak, by wujek był z nich dumny? Jak mam pokonać żal i cieszyć się z chwil, które spędziliśmy razem? Zastanawiam się też, jak być lepszą córką, mimo że mieszkam 4 godziny drogi od rodziców. Dziwię się, gdy wielu ludzi pyta, jak oni sobie radzą, a nie interesuje ich już, jak ja sobie radzę. Jasne, bycie wspierającą córką jest bardzo ważne, ale przecież ja – siostra też nie przepracowałam w sobie jeszcze swojego wszystkie myśli doprowadziły mnie do postawienia pytania, jaki plan wobec mnie i mojej rodziny ma Bóg. A jaki plan miał wobec Jima? Kilka dni po jego śmierci proboszcz powiedział moim rodzicom słowa, które poruszyły mnie do głębi. Stwierdził, że prawdopodobnie teraz, po śmierci Jima, kochamy go o wiele bardziej, niż kochaliśmy go za życia. To ból i wyrządzona przez niego krzywda rozpłynęły się nagle, gdy zmarł. Każdy z nas rozpaczliwie przypominał sobie wszystkie szczęśliwe chwile – gdy Jim był zabawny i zakręcony. Gdy był po prostu mogłam zrobić?Ksiądz dał nam do zrozumienia, że Boży plan wobec Jima mógł się także wypełniać w jego życiu, chorobie i problemach. Jim zmusił swoją rodzinę i przyjaciół, by nauczyli się kochać w głęboki, trudny, zdeterminowany sposób. Musieliśmy wkopywać się głęboko w nasze serca, by wybaczać mu jego czyny i słowa. A czy Bóg nie robi tego samego w stosunku do nas? Bez wątpienia! On przecież bez trudu przebacza nam wszystko w swojej głębokiej miłości do raz widziałam Jima dwa tygodnie przed śmiercią. Był pijany. Przyjechał z rodzicami, by poznać swoją nowo narodzoną siostrzenicę, Madeleine. Był bardzo podekscytowany tym spotkaniem. Już kilka tygodni wcześniej pisał o tym w postach na Facebooku. Krótko po tym, jak wszedł do mojego domu, zdałam sobie sprawę, że wcześniej pił. Byłam na niego taka zła! Dlaczego nie potrafił być trzeźwy nawet przez jeden dzień, który zamierzał spędzić z Madeleine i jej dwiema siostrami? W końcu był u nas tylko pół godziny, potem rodzice zabrali go do hotelu. To był ostatni raz, gdy moje córki widziały swojego dowiedzieć się, w jaki sposób mogę pomóc tym, którzy rozpaczliwie potrzebują miłości, a nie otrzymują jej tak często jak by chcieli – narkomanom, bezdomnym, tym, którzy żyją na marginesie dni później rozmawiałam z nim przez telefon. Wylewnie mnie przepraszał i wierzę, że wiedział, co mówi. Miał świadomość, jak bardzo dzieci były rozczarowane tym spotkaniem i jak bardzo mnie zawiódł. Obiecał, że poszuka możliwości leczenia. Planował kolejną wizytę u lekarza, który miał mu pomóc w walce z uzależnieniem. Jego ciało miało jednak inne plany – cierpiało już od wielu lat i nie mogło dłużej poradzić sobie z nadmiarem alkoholu. Jak można gniewać się na kogoś, kto był tak ciężko chory? Jim przecież nie chciał zepsuć tej wizyty. On po prostu nie umiał sobie także:Alkoholizm to nie tylko urwany film… Sprawdź, czy ten problem może dotyczyć ciebieBoży plan?Jaki jest Boży plan wobec mnie? Iść dalej drogą miłości i spróbować porzucić gniew z przeszłości. Cierpienie w ciągu ostatnich lat dobrze wytrenowało moje serce. Muszę dalej orać głębiny zarówno serca, jak i duszy, by umieć wyciągać rękę do innych. Być może powinnam dowiedzieć się, w jaki sposób mogę pomóc tym, którzy rozpaczliwie potrzebują miłości, a nie otrzymują jej tak często jak by chcieli? Narkomanom, bezdomnym, tym, którzy żyją na marginesie płakał z Marią i Martą po śmierci Łazarza. Okazywał siostrom w żałobie swoje współczucie. Zamierzał wskrzesić Łazarza do nowego życia, ale rozumiał też dobrze smutek sióstr. Żalu nie da się uniknąć. Nawet jeśli wierzymy, że nasi zmarli bliscy rozpoczną w niebie nowe życie. Tu, na Ziemi, każdy z nas musi przejść przez to za moim bratem. Zawsze będę. Ale jestem też wdzięczna, że Jim nie musi już cierpieć, że nie czuje bólu i smutku. Modlę się, by teraz odnalazł ten pokój, którego nie znalazł za także:Ben Affleck przyznaje się do alkoholizmu i dziękuje bliskim za wsparcieNiezbędnik. Gdzie szukać pomocy1. Jeśli masz problem z alkoholem, pomyśl, czy nie warto poszukać wsparcia w grupie Anonimowych Alkoholików. 2. Aby dowiedzieć się, jak uzależnienie wpływa na rodzinę alkoholika, kliknij tutaj. 3. Al-Anon oferuje wsparcie dla osób współuzależnionych. Odwiedź ich stronę internetową. 4. Warto zapoznać się także z działalnością Apostolstwa Trzeźwości. 5. Jeżeli zmagasz się z żałobą po stracie bliskiej osoby, zajrzyj na tę stronę. 6. Jeżeli szukasz pomocy psychologa lub psychoterapeuty, zajrzyj tutaj, tutaj, tutaj lub tutaj. 7. Jeżeli jesteś rodzicem, który stracił dziecko, pomoże ci ta wspólnota. Zawód: alkoholik na to, że wiecznie zestresowany, pracujący człowiek nie powinien jednak popijać, nawet do kolacji. Trzeba wymyślić inne sposoby na relaks po pracy, a picie zostawić zawodowym alkoholikom.

Zaszycie się kosztuje od czterystu do nawet siedmiuset złotych. Cena zabiegu może różnić się w zależności od miejsca wykonywania zabiegu. Esperal może kosztować nieco mniej w takich miastach jak Płock czy Konin. Na terenie takich miast jak Szczecin, Łódź, Katowice, Wrocław czy Warszawa wszywka alkoholowa może być z kolei

Alkohol we krwi a odmowa wypłaty odszkodowania. Do naszej kancelarii zgłosił się uposażony z polisy na życie, któremu ubezpieczyciel odmówił wypłaty świadczenia z tytułu śmierci osoby ubezpieczonej. Po przeanalizowaniu umowy ubezpieczenia, dowodów oraz stanowiska ubezpieczyciela uznaliśmy, że stanowisko ubezpieczyciela jest
\n kiedy alkoholik zapije się na śmierć
Spotkałem się kiedyś z takim przypadkiem, że mąż, przemocowiec i alkoholik, brał jakieś syntetyczne narkotyki i zaczął stosować przemoc psychiczną i fizyczną wobec żony. Podsłuchiwał ją, nagrywał, podejrzewał o zdradę. Doprowadził ją do takiej desperacji, że w zasadzie zgodziłaby się na wszystko.
qwYj.